Kiedy wahadło w ręku Zbigniewa Gembala, nestora lubelskich radiestetów, zaczęło zataczać coraz większe kręgi, brat Włodzimierz stojący u stóp schodów, wiodących do krypty biskupa Andrzej zaniemówił. Wahadło wirowało coraz szybciej. Na skroniach radiestety ukazał się pot. – Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem – wyznał po wyjściu z podziemi klasztoru o.o. Dominikanów.
Stara hinduska legenda głosi, że bóg Sziwa zapragnął podarować ludziom swoją boską energię. Rozrzucił po ziemi siedem magicznych kamieni. Siódmy miał ponoć upaść w miejscu, gdzie wznosi się wawelskie wzgórze w Krakowie.
– Dwa tysiące lat temu niezwykłą moc tego wzgórza odkrył grecki mędrzec Apolloniusz z Tyany i zostawił tu magiczny talizman, mający wzmacniać energię czakramu – twierdzi Zbigniew Święch, autor głośnej książki: „Czakram wawelski – największa tajemnica wzgórza”.
Kiedy kilka dni temu w lubelskiej prasie ukazały się informacje, że lubelski czakram znajduje się także na lubelskim zamku, zadzwoniłem do Zbigniewa Święcha.
– Z dawnych map geomantycznych i materiałów źródłowych można przypuszczać, że takiego miejsca należałoby szukać w którymś z miast leżących na szlaku jagiellońskim. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że Lublin ma wzgórze szczęśliwe – uważa Święch.
Mapa czakramów
Leszek Matela, badacz miejsc mocy jest przekonany, że Kraków pełni ważną funkcję w systemie energetycznym ziemi. Powołuje się przy tym na hipotezę rosyjskich uczonych: Gonczarowa, Makarowa i Morozowa, którzy twierdzą, że struktura kuli ziemskiej przypomina strukturę kryształu.
Podobnie jak w krysztale, istnieje na naszej planecie rodzaj symetrycznej sieci, posiadającej aktywne węzły. Na jednej z linii tej sieci leży Kraków. Według Mateli, z Wawelu wychodzą silne strumienie energii, zwane strefami geomantycznymi. Sięgają Jasnej Góry, katedry w Gnieźnie, duńskiej wyspy Bornholm (obiekty kultowe Burgundów i Normanów), Starej Zagory w Bułgarii, a nawet Lourdes.
– Jedna ze stref sięga Wilna. Właśnie w jej polu działania znajduje się Lublin – twierdzi Święch.
Gdyby zbudować czakramową mapę Polski i wskazać miejsca mocy, w których pomiary radiestezyjne ujawniają silne promieniowanie, należałoby wymienić pięć miejsc: kaplicę św. Gereona, Święty Krzyż w Górach Świętokrzyskich, bazylikę w Czerwińsku, tajemnicze kamienne kręgi w Odrach i świętą górę pradawnych Słowian w Ślęży.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy pomiary radiestezyjne wykryją w Lublinie promieniowane o niezwykłej mocy.
Najpierw na zamek
W samo południe Zygmunt Nasalski, dyrektor Muzeum Lubelskiego, poprowadza nas wąskim przejściem w murze Kaplicy Św. Trójcy do dolnego kościoła, a potem niżej, do grobowej krypty, zbudowanej z kamienia i cegły.
Zbigniew Gembal, nestor lubelskich radiestetów bierze do rąk różdżkę. Najpierw sprawdza, czy w badanym miejscu nie występują cieki wodne, które mogłyby zakłócić badanie. Po kilku minutach wskazuje na jedną ze ścian krypty.
– Tutaj, na długości około 2 metrów, występuje dobra energia. Teraz, za pomocą wahadła uniwersalnego, sprawdzimy długość fal, czyli, mówiąc językiem radiestetów, kolor wydzielanej energii.
Na obliczu dyrektora Nasalskiego uśmiech miesza się z niedowierzaniem.
Co powie wahadło?
Nasz ekspert wyciąga wahadło. Na srebrzystej kuli, zaopatrzonej w skalę, ustawia zakres badanego promieniowana. Po chwili kula zaczyna zataczać kręgi.
Zapada cisza. Wahadło wiruje coraz szybciej.
– To biała energia, najmocniejsza i najbardziej pożyteczna dla naszych organizmów – wyjaśnia Zbigniew Gembal.
Po chwili rozpoczyna się decydujące badanie. Małe wahadełko rusza powoli, jakby nie chciało zdradzić tajemnicy zamkowego wzgórza, ukochanego przez polskich królów.
– Raz, dwa, trzy... – liczy radiesteta w skupieniu.
Błyska flesz lampy naszego fotoreportera, który dokumentuje badanie.
– ... dziewięć – kończy odliczanie Gembal.
– Co oznacza ta liczba?
– W Lublinie badałem wiele miejsc, w tym stare kościoły i kaplice. W skali dziesięć promieniowanie nigdy nie przekroczyło pięć – wyjaśnia radiesteta.
Wracamy do kościoła. Badanie radiestezyjne mensy ołtarza potwierdza, że kilka metrów wyżej promieniowanie nadal jest bardzo silne.
Naszym eksperymentom z zaskoczeniem przyglądają się turyści, zwiedzający kaplicę. Jedni z niedowierzaniem, drudzy z rozbawieniem słuchają komentarza radiestety.
– A ja w to wierzę. Przyjeżdżamy tu z mężem rok w rok. Potrafię siedzieć w kaplicy godzinę, dwie. Wychodzę uspokojona – opowiada Lidia Gadzinowska.
Kościół Archanioła Michała
Na trasie naszego badania są jeszcze dwa miejsca, które wskazał nam Zbigniew Święch. Kierujemy się więc na Plac po Farze, gdzie wyeksponowane są fundamenty kościoła św. Michała.
Wchodzimy na teren prezbiterium. Gdzieś tu, dwa metry w dół, wedle legendy, mają się znajdować resztki korzenia potężnego dębu, pod którym zasnął król Leszek Czarny...
– Jest dobra energia. Ale kolor biały jest zanieczyszczony. Energia pożyteczna, ale nie tak, jak na zamku – radiesteta przedstawia wyniki dwóch dotychczasowych badań i przechodzi do trzeciego, najważniejszego.
– Raz, dwa, trzy..., siedem, siedem i pół... – recytuje radiesteta.
Już wiadomo, że tu czakramu nie ma. Na obliczu dyrektora Nasalskiego maluje się wyraźna ulga.
A co przechodnie na nasze eksperymenty? Znów uśmiechy niedowierzania, zdziwienia. Ale też aprobata.
– Właśnie oprowadzam wnuki. Opowiadam im legendę o śnie Leszka Czarnego. Jestem skłonna uwierzyć, że te stare mury mogą promieniować dobrą energią – mówi Edyta Kędzierska, emerytowana nauczycielka fizyki z Żabiej Woli.
Schodami w dół, schodami w górę
Mamy zgodę o. Hieronima Kaczmarka, przeora o.o. Dominikanów w Lublinie na zbadanie światyni. Brat Włodzimierz odsłania prostokątną klapę, prowadzącą do krypt pod głównym ołtarzem. Światło latarki oświetla wąskie schody. Skręt w prawo, potem znów stromo do góry. Na posadzce kości, resztki trumien.
Po chwili stoimy u stóp otwartej trumny ze szczątkami biskupa Andrzeja, który, wedle legendy, sprowadził do Lublina relikwie krzyża, na którym umarł Chrystus...
Pierwsze badanie wykazuje brak cieków wodnych. Średniowieczni budowniczowie dobrze wiedzieli, gdzie lokować budynki. U wejścia do biskupiej krypty różdżka wykrywa silną, bardzo pozytywną energię w białym kolorze.
Po chwili małe wahadełko zostaje wprawione w ruch. Wiruje coraz szybciej.
– Sześć..., siedem..., osiem... Dziewięć, dziesięć... Dziesięć! – powtarza niemal krzycząc Zbigniew Gembal.
Czakram jest u Dominikanów!
Wychodzimy na górę. Na czole naszego eksperta perli się pot. Przysiada w kościelnej ławce.
– Czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Badałem wiele kościołów. Ale nigdy skala promieniowania nie przekraczała pięciu. To miejsce ma nadzwyczajną moc! – Gembal wciąż nie może ochłonąć.
– Wahadło wahadłem, czakram czakramem. Tak naprawdę to siła eucharystii i Świętych Relikwii – uważa brat Włodzimierz.
– Wiedziałam, wiedziałam, że to u nas! Od wieków tu ludzie otrzymywali nadzieję, łaski, wypraszali cuda. I cuda się zdarzały. Od trzech lat pełnię w kościele dyżury. Nieraz jestem po cztery godziny. Jak ja tu się dobrze czuję! – cieszy się Róża Żalińska z Lublina.
Zbigniew Gembal staje na czarnej płycie marmuru w posadzce, tuż przed głównym ołtarzem. Promieniowanie nadal jest bardzo silne. I właściwie nieważne, czy to promieniowanie radiestezyjne, energetyczne czy duchowe.
Wystarczy tu przyjść i odczuć na sobie pulsowanie energii...
Waldemar Sulisz
Zbigniew Gembal badał wiele kościołów i zapewnia, ze nigdy nie zetknął się z promieniowaniem przekraczającym 5 stopni. A w kościele Ojców Dominikanów stwierdził ... dziesiąty, najwyższy stopień!
Jak czerpać energię z czakramów?
Kiedy znajdziesz się w miejscu mocy, zatrzymaj się na chwilę. Zamknij oczy i zacznij głęboko oddychać. Wyobraź sobie, jak twój organizm oczyszcza się z negatywnych emocji, zmęczenia i chorób. Wkrótce poczujesz, jak po całym twoim ciele rozlewa się błogi spokój. Nie musisz dotykać murów, bo i tak znajdujesz się w miejscu, gdzie emanuje potężna energia.
Uwaga: z miejsca mocy nie wolno zabierać kamieni, nawet najdrobniejszych, gdyż ich stałe promieniowanie mogłoby zaszkodzić twojemu zdrowiu!