Intrygujące znaleziska ze staromiejskiego klasztoru Dominikanów omal nie zostały zniszczone. Firma budowlana bez informowania kogokolwiek, chciała je wywieźć na śmietnik. Teraz dokumenty są zabezpieczone, a o ich przyszłości zadecyduje przeor zakonu.
W sobotę napisaliśmy jak pracownicy firmy znaleźli w ścianie klasztoru Dominikanów kilkaset kilogramów papierów z XIX i XX wieku. Listy, notki, pisma urzędowe i etykiety produktów. Wiele z nich ma dużą wartość historyczną, jak katalog artykułów sprzedawanych przez Franciszka Fuchsa na początku XX wieku, listy z carskimi pieczątkami czy pisma do prezydenta Lublina. Znalezisko omal nie przepadło. Firma nie poinformowała o nim dominikanów, ani konserwatora zabytków. Według relacji pracowników Arcusa, worki z papierami miały trafić na śmietnik. Po naszym artykule sprawą zainteresował się konserwator zabytków.
- W poniedziałek zadzwoniłem do klasztoru z prośbą o zabezpieczenie materiałów. Znalezisko powinno trafić jako depozyt do Muzeum Historii Miasta Lublina, a docelowo do izby pamięci jaką planują zrobić dominikanie - mówi Dariusz Kopciowski, zastępca lubelskiego konserwatora zabytków. Dodaje: A wykonawcy przypomnimy, że o takich rzeczach powinien informować właściciela obiektu i służby konserwatorskie.
Tymczasem prezes Arcusa twierdzi, że jego firma nie ma nic wspólnego ze sprawą. - Umowę na prace w klasztorze Dominikanów podpisaliśmy dopiero w sobotę - przekonuje Jerzy Bień. Jednak ojciec Sławomir Brzozecki, zastępujący urlopującego przeora, zapewnia, że Arcus od miesiąca pracuje w zabytku. Kolejny raz zadzwoniliśmy do prezesa Bienia - nie odbierał od nas telefonu.
Ojciec Brzozecki bagatelizuje sprawę: Przeglądałem te papiery, to śmieci, które ktoś wepchnął między ściany, żeby je ocieplić.
- Z chęcią wezmę od ojców te śmieci - deklaruje Grażyna Jakimińska, zastępca dyrektora Muzeum Lubelskiego i szefowa Muzeum Historii Miasta Lublina. - Dla nas każdy papierek jest istotny. Budujemy wiedzę o przeszłości miasta właśnie z takich malutkich kawałeczków.