Stanisław Burzyński to człowiek rozchwytywany. Wszędzie opowiada o swojej rewolucyjnej metodzie leczenia raka.
Stanisław Burzyński wita mnie w swoim gabinecie na parterze słynnej nałęczowskiej willi Józefa Becka, którą kupił kilka lat temu i wyremontował. Przed wejściem do willi herb rodu Burzyńskich, w środku korytarze zdobione kopiami obrazów Jacka Malczewskiego. W przestronnym gabinecie regały uginają się od książek. Wśród nich amerykańskie publikacje na temat jego metody walki z rakiem. I monitor, na którym gospodarz może oglądać korytarze i pokoje swojej willi. Lubi mieć oko na wszystko. Za willą rozbudowuje się polska siedziba jego firmy, która dystrybuuje suplement diety nazywany pigułką przeciwko starości. I właśnie po to, żeby sprawdzić jak idą prace budowlane, Burzyński przyjechał do Polski. Bo z Brazylii do Indii wcale tędy nie po drodze. - Z Polski nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego z Bombajem, a jadę tam, żeby wygłosić referat na temat leczenia raka. Oczywiście organizatorzy wykładu pokrywają wszelkie koszty - mówi prof. Stanisław Burzyński.
Odkrywca z Lublina
Kilka lat po skończeniu AM Burzyński doszedł do wniosku, że klimat do pracy naukowej w Polsce jest słaby. W 1971 wyjechał do USA i zaczął pracę w Baylor College of Medicine, uznanej uczelni w Houston. Po sześciu latach założył własny Burzynski Research Institute. Miesiąc temu jego klinika obchodziła 30-lecie utworzenia. Na imprezie pojawiły się setki uleczonych, którym lekarze nie dawali już żadnych szans.
Uleczeni Amerykanie...
O skuteczności jego metody mają świadczyć również liczby. Jak mówi, do tej pory klinika zajmowała się 1067 pacjentami. I, jak twierdzi lekarz, tylko u 17 proc. nie było pozytywnych efektów używania antyneoplastonów.
Kiedy kilka lat temu Burzyński kupił willę w Nałęczowie mówiło się, że założy na Lubelszczyźnie oddział swojej kliniki i będzie leczył Polaków. - Ze strony polskich lekarzy najczęściej spotykają mnie tylko obelgi. Dopóki mur niechęci nie zniknie, nie mam tu czego szukać - kwituje krótko.
...i Polacy
Także dzisiaj Burzyński zapowiada, że mimo wszystko chce leczyć Polaków. - Ale pod warunkiem, że pomogą mi polscy lekarze. Sam nie dałbym rady, mam za dużo zobowiązań na świecie.
Pogranicze hochsztaplerstwa
Nie wszyscy chcą też oficjalnie wypowiadać się o metodach Burzyńskiego. Doświadczony onkolog jednego z warszawskich instytutów mówi, że to naukowiec z pogranicza hochsztaplerstwa. - Ale nie twierdzę, że w jego metodzie nie ma żadnych pozytywów. Być może coś w niej jest, po prostu nie znam konkretnych badań, które by to potwierdzały.
Elżbieta Starosławska, dyrektor Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej i wojewódzki konsultant ds. onkologii: - Jeżeli te metody leczenia byłyby takie wspaniałe, to pan Burzyński pewnie dostałby już Nobla. W moim centrum kilka osób, którym nic nie pomagało, na swoje wyraźne życzenie zaczęło się leczyć antyneoplastonami. I nie zauważyłam żadnych pozytywnych efektów.
300 lat
Dzisiaj Burzyński w dalszym ciągu spotyka się z bezgraniczną wiarą swoich pacjentów i niedowierzaniem onkologów. A tym, którzy wątpią w jego wielkość odpowiada żona Barbara: Są na świecie środowiska medyczne, które usilnie lobbują na rzecz przyznania mężowi Nagrody Nobla.