Pan Tomasz poszukuje pracy. Szuka ogłoszeń, rozsyła cv, listy motywacyjne i czeka
na odpowiedź. Czeka tydzień, dwa. Cisza.
Pan Tomasz dzwoni pod podany telefon stacjonarny; lubelski. Odbiera miła pani. Pyta o wiek, dyspozycyjność, doświadczenie zawodowe. O zarobkach nic, ale chce umówić na spotkanie. Tomasz się zgadza. Nie ma nic do stracenia, a zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, to zawsze jakaś nadzieja.
Lider każe wsiadać
Po spotkaniu, lider umawia zainteresowanych na dzień próbny. Nadal nie ma mowy o zarobkach, rodzaju pracy i o formie zatrudnienia. Wszystkiego mieli dowiedzieć się podczas dnia próbnego. Nie mając wyjścia i nic do stracenia, zapisują się wszyscy.
Następny dzień, godz. 9. W umówionym miejscu czekają trzy inne osoby. Podjeżdża czerwony polonez. Lider każe wsiadać. Jadą w nieznanym kierunku, poza Lublin. Dokąd? Po co? Jadą do klienta i ta informacja ma wystarczyć.
To jest akwizycja
To jest akwizycja. Tomasz chce wrócić do domu, ale nie ma jak. Poza Lublinem, na wsi, skazany jest na łaskę konsultanta kierującego akcją. Przez bite pięć godzin musi przypatrywać się, jak trener próbuje wcisnąć ubogim ludziom nikomu nieznane kosmetyki. Dowiaduje się, że to niepowtarzalna okazja, bo te same artykuły za miesiąc pojawią się w drogich salonach po kilkakrotnie wyższej cenie.
Po powrocie z akcji sprzedażowej pan Tomasz idzie do właściciela firmy.
Zmarznięty, zły, oszukany. Dlaczego nie powiedział pan, że chodzi o akwizycję? Dlaczego kłamie pan w ogłoszeniach o pracę?
Właściciel tłumaczy, że ludzie mają zły obraz pracy akwizycyjnej, dlatego w ogłoszeniach o pracę podaje zawody zbliżone to tego, jaki faktycznie się wykonuje. Zbliżone? Pomocnik fakturzysty? Praca w obsłudze klienta? Pracownik magazynu? Tomasz rzuca parę brzydkich słów swojemu niedoszłemu pracodawcy i wychodzi trzasnąwszy za sobą drzwiami.
Drugie podejście
Poważna spółka zajmująca się kompleksowym marketingiem dużych instytucji i organizacji, mająca kilkunastoletnie doświadczenie.
Tomasz stawia się na rozmowę kwalifikacyjną z dyrektorem firmy. Wypełnia ankietę personalną, czeka. Praca miała być związana z obsługą techniczną klientów telewizyjnej platformy cyfrowej. Tomasz ma duże doświadczenie, więc da sobie radę.
Dyrektor prosi na rozmowę. Jest miły i serdeczny. Nie mówi zbyt dużo o formie zatrudnienia. Pyta, za to, czy Tomasz jest zainteresowany większą karierą. Szkolenia menedżerskie, wysokie zarobki... kto by nie był?
Żeby aż tak?!
Musi trochę poczekać, bo szef prowadzi jakieś szkolenie. Drzwi do sali szkoleniowej lekko uchylone. Tomasz się przysłuchuje: "To media psują obraz naszej pracy. Ale my się tym przejmować nie będziemy. Pamiętajcie, nasz produkt jest wyjątkowy, a klient jest niezwykle szczęśliwy i doceniony, że nie musi po tak wspaniały produkt wychodzić z domu, bo my przyniesiemy mu go na tacy, po dużo mniejszej cenie.”
Przemowa dyrektora, co chwilę przerywana jest gromkimi brawami. Później wspólnie odśpiewana piosenka, tupanie nogami i krótki bojowy okrzyk kończy ten dziwny rytuał.
Tomasz nie ma już wątpliwości. Słyszał kiedyś o stosowaniu praktyk sekciarskich w tego typu firmach, ale żeby aż tak?
Drzwi się otwierają, wychodzi dyrektor i konsultanci. Dziwnie podnieceni, pełni uniesienia, niczym świadkowie Jehowy pójdą teraz na front walczyć i... sprzedawać. Od mieszkania do mieszkania. Od chałupy do chałupy. Po promocyjnej cenie.
Akwizytorom dziękujemy
Właściciele takich firm tłumaczą swoje kłamstwa w procesie rekrutacyjnym tym, że Polacy mają zafałszowany obraz pracy akwizytora i już od dawna ogłoszenia zawierające słowo "akwizycja” prawie w ogóle nie są brane pod uwagę.
Bo taki komiwojażer zazwyczaj przychodzi do nas w najmniej odpowiednim momencie, wciska przysłowiowe "siki Weroniki” i wpiera na dodatek, że tego właśnie teraz potrzebujemy. Albo zaczepiają na ulicy, bo "ankietę” robią.
Miliony milionerów
Pan Tomasz jednak nie dołączył.
Marek Karoń
Marketing wielopoziomowy (sieciowy).
(Wikipedia)