Kiedy kilka lat temu pojawiły się informacje, że polska firma robi grę w realiach Dzikiego Zachodu, można się było co najwyżej uśmiechnąć. To tak, jakby Amerykanie ogłosili, że robią grę o PRL-u i staniu w kolejce. A tymczasem "Call of Juarez” okazał się naprawdę udana grą, która na dodatek wyszła też na konsole. Stąd oczekiwania fanów na całym świecie względem "Więzów krwi” są spore.
Bracia nadchodzą
- Przede wszystkim chcieliśmy dostarczyć ludziom silnego wrażenia doświadczania dzikiego zachodu, które na długo zostaje w pamięci - zapowiadał Michał Dębek, szef marketingu w Techlandzie. - Call of Juarez: Więzy Krwi powstawała od początku w oparciu o założenie, że będzie najlepszym, najbardziej wciągającym westernem, jaki do tej pory pojawił się na świecie.
"Więzy Krwi” to prequel "Call of Juarez”. Jako bracia McCall, gracze wezmą udział w wyprawie po skarb, przemierzą zdewastowaną wojną secesyjną Georgię i trafią do Meksyku (jeszcze bez świńskiej grypy). Wystartujemy Georgii. Ray i Thomas walczą po stronie Konfederatów. Jednak silna więź, jaka łączy braci oraz własne zdanie na temat posłuszeństwa wobec przełożonych, skłania ich do dezercji i ucieczki na nieskolonizowany jeszcze wtedy zachód. Obaj będą walczyć ramię w ramię w trakcie poszukiwań zaginionego skarbu, aż do momentu kiedy piękna seniorita stanie między. Ma być przemoc, chciwość, zdrada, honor i oczywiście Indianie. Czyli to wszystko, co w dobrym westernie być powinno.
Dziki dziki zachód
Dziki Zachód w grze też taki jest. Wystarczy spojrzeć na screeny - mają swój klimat, a grafika stoi na wysokim poziomie. Na wysokim, światowym poziomie. Ale to nic dziwnego, bo spece z Techlandu maja już spore doświadczenie. A teraz na dodatek stoi za nimi potężny wydawca: Ubisoft.
Ale wróćmy do samej gry. Fabuła robi bardzo dobre wrażenie. Grafika i technikalia również. A najwięcej nowości jest w samej mechanice rozgrywki. Ta opiera się na współpracy obu braci: to my wybieramy w którego z braci się wcielamy. To ma spore znacznie: Ray chętnie wykorzystuje w walce dwa rewolwery; strzela szybko i doskonale radzi sobie na krótkich dystansach. Thomas zaś preferujący walkę na średni dystans. Wybór należy do nas.
Szeryf on line
Western bez pojedynków rewolwerowców to żaden western. Tu ich nie zabraknie, a sadząc po filmikach, zrobiono je ze smakiem (zobacz na: www.callofjuarez.pl). Zresztą strzelanie to oddzielny temat. Choćby dlatego, że tu nie ma karabinów maszynowych, a przeładowywanie colta trwa bardzo dłuuugo. Trzeba zatem strzelca z głową i oszczędnie. Bo liczy się każda kula.
Nie można też zapominać o trybie multi. Rewolwerowcy, bandyci, szeryfowie, wszyscy walczący pomiędzy sobą online, aby zdobyć nagrody. Call of Juarez wprowadza system nagród, poprzez który nagroda za danego gracza wzrasta, razem z coraz większą ilością zabitych przeciwników. Z kolei misje skonstruowane wokół konkretnego celu, pozwalają graczom przeżyć rabunki na banki i wiele innych charakterystycznych scen z dzikiego zachodu.
Warto czekać. Na szczęście już niedługo. Premiera jeszcze w czerwcu.