Handlowcy walczą o klientów: otwierają sklepy w niedziele i wydłużają godziny pracy. – To konieczne, by w czasie kryzysu poradzić sobie z konkurencją – mówią. Tymczasem związkowcy szykują kolejny zamach na niedzielne zakupy.
– Musimy się dostosować do potrzeb klientów – mówi Janusz Łyczak, dyrektor marketingu BRW. – W niedzielę ludzie mają więcej czasu na zakupy. Za nami dopiero pierwsza pracująca niedziela. Już wiemy, że obrót w tym dniu nie odbiegał od miesięcznej średniej.
W Mega Meblach pilnie obserwują sąsiadów. Możliwe, że niedługo sześciodniowy tydzień pracy i tam się wydłuży.
– W najbliższy weekend będziemy pracować tylko w sobotę – mówi Krzysztof Wojtowicz, kierownik regionu w Meblohurcie, który jest właścicielem nowej galerii. – Możliwe jednak, że za parę tygodni zaprosimy klientów także w niedziele.
To niemal pewne, bo trudno w Lublinie o duży sklep, który tego dnia byłby nieczynny. Handlowcy przyznają, że weekendowe zakupy to doskonały sposób na zwiększenie zysków.
– Niedziela to świetny dzień. Po uruchomieniu czwartej części Olimpu wydłużyliśmy też niedzielną pracę do godz. 20.00. Już widać efekty – mówi Grzegorz Dębiec, prezes Transhurtu, właściciela centrum handlowego przy Al. Spółdzielczości Pracy. – Każdej niedzieli odwiedza nas minimum 20 tys. ludzi.
Zdaniem NSZZ Solidarność, czas z tym skończyć. Związkowcy chcą, by w niedzielę wolno było handlować tylko do południa. Inicjatywa ma poparcie PiS i części parlamentarzystów PO.
– Pracownicy sklepów proszą nas, by zrobić im taki prezent – mówi Alfred Bujara, szef sekcji handlowej Solidarności. – Nasza propozycja, to kompromis. Nie chcemy niczego zamykać, a jedynie pomóc wyzyskiwanym sprzedawcom. Często zatrudnia się ich na część etatu, a pracują ponad wszelkie normy.
Handel tylko do południa oznaczałby jednak zamknięcie dużych centrów handlowych.
– Nikomu nie opłaca się otwierać takiego obiektu na trzy czy cztery godziny – dodaje Dębiec.
Organizacje branżowe szacują, że koniec niedzielnego handlu oznacza zwolnienie ok. 70 tys. osób. Większość wyląduje na bezrobociu.
– W najlepszym razie zarabiałabym mniej – mówi Ewa, sprzedawczyni w jednej z lubelskich galerii handlowych. – Jestem zatrudniona na część etatu a pracuję sześć dni w tygodniu, plus dwie niedziele miesięcznie. Oprócz pensji dostaję uznaniową premię od szefa. Jeśli będzie mniej pracy to pewnie ten dodatek będzie niższy.