Były pracownik lubelskiego Carrefoura walczy przed sądem z pracodawcą. Domaga się odszkodowania za szkodliwe warunki pracy. Hipermarket nie uznaje roszczeń.
Walkowiak pracował w lubelskim Carrefourze od marca ubiegłego roku. Jesienią przeniesiono go ze stacji benzynowej do sklepu.
– Musiałem pracować w magazynie, przy kasach i obsłudze klientów – opowiada Walkowiak. – Zasuwałem po 16 godzin dziennie. Tego wszystkiego nie było w umowie. Co więcej, nie mogłem doprosić się stałego zatrudnienia. Wywalczyłem tylko umowę do wiosny 2009.
Walkowiak wiosny jednak nie doczekał, bo – jak twierdzi – został zwolniony z początkiem stycznia.
– Moim zdaniem bezpodstawnie – mówi. – Zapewne była to reakcja na moje protesty. Domagałem się przeniesienia na dawne stanowisko. Zwracałem uwagę, że moja praca ma się nijak do warunków umowy. Prosiłem o wypłatę zaległego wynagrodzenia.
Teraz mężczyzna domaga się przed sądem 30 tys. zł. Połowa to wynagrodzenie za nadgodziny i szkodliwe warunki pracy. Reszta miałaby trafić na konto lubelskiego Hospicjum im. Małego Księcia.
Sprawa toczy się w lubelskim Sądzie Rejonowym. Przesłuchano już pierwszych świadków.
– Takich spraw powinno być więcej, inaczej sytuacja w hipermarketach się nie poprawi – komentuje Zofia Wach, szefowa WZZ "Sierpień ‘80” w lubelskim Tesco.
– Jak ktoś zaczyna upominać się o swoje, to robią wszystko, żeby się go pozbyć.
Pracownicy hipermarketu Carrefour uważają, że sytuacja, z którą zetknął się pan Adam, może spotkać każdego z nich.
– Bo czasami przenoszą nas z działu do działu – przyznaje anonimowo jedna z pracownic hipermarketu. – Ale taka specyfika tej pracy. Dobrze przynajmniej, że wypłaty są na czas.
Na oficjalne stanowisko Carrefour Polska czekaliśmy dwa dni. Ma być znane w tym tygodniu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że firma uznaje roszczenia Adama Walkowiaka za bezzasadne i czeka na rozstrzygnięcie sądu.