Trzy do pięciu sekund. Tak długo mogła trwać chwila, przez którą załoga prezydenckiego samolotu wiedziała już, że dojdzie do katastrofy – przyznał naczelny prokurator wojskowy płk Krzysztof Parulski, który jest w Smoleńsku.
Jak wcześniej stwierdził płk Zbigniew Rzepa, prokurator wojskowy, biorący udział w badaniu przyczyn katastrofy – z zapisów dwóch czarnych skrzynek wynika, że piloci przed samą katastrofą rozumieli, że się rozbiją. Przyznał, że końcówka zapisu na taśmie "była dramatyczna”. Nie chciał jednak ujawnić, czy pasażerowie wiedzieli, że maszyna uderzy o ziemię.
Nawiązując do tego Parulski – pytany jak długo mogła trwać chwila, w której rozumiano już, że nastąpi katastrofa samolotu – ocenił, że mogło to być od trzech do pięciu sekund.
– Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150–180 metrów na sekundę – dodał. Treści zapisu rozmów z czarnej skrzynki NPW nie ujawnił.
Smoleńsk: Katastrofa samolotu Tu 154. Prezydent Lech Kaczyński był na pokładzie. Nikt nie przeżył
Rzepa pytany, czy fragmenty rozmów z kabiny to rozmowy między pilotami, czy też między nimi a którymś z pasażerów, odparł, że są to "na pewno rozmowy samych pilotów”. Zaś to, czy oni rozmawiali jeszcze z osobą trzecią, będzie jasne "na 100 proc.”, kiedy uda się zsynchronizować zapisy rozmów z czasem lotu.
Rzepa wykluczył wersję, by prezydencki samolot podchodził do lądowania w Smoleńsku kilka razy.
– Podejście było tylko jedno i od razu złe – podkreślił.
Anonimowy ekspert zapewnił, że zapisy czarnych skrzynek zawierają informację pozwalającą wyjaśnić przyczynę katastrofy. Nie ujawnił, jaka to informacja.
Katastrofa samolotu prezydenta w Smoleńsku - pełna lista ofiar (MSZ)
Matka prezydenta Kaczyńskiego nadal nie wie o śmierci syna