Bocian biały ze złamanym skrzydłem błąka się w okolicach hrubieszowskiego osiedla Sławęcin, ale nikt nie chce mu pomóc. Władze miasta twierdzą, że nie mogą pomóc ptaku, bo zabraniają im tego przepisy
– Pomimo moich licznych interwencji w różnych instytucjach, nikt nie jest zainteresowany udzieleniem mu pomocy. Wszystko przez to, że urzędnicy bardzo biurokratycznie podchodzą do interpretacji przepisów – napisał w mejlu hrubieszowianin.
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z hrubieszowskim magistratem. Tam dostaliśmy odpowiedź, że bocian musi sam sobie dawać radę. – My po prostu przestrzegamy Ustawy o ochronie środowiska – rozkłada ręce Marek Watras, sekretarz miasta. – W myśl przepisów, nie zaleca się ingerować w takie przypadki, bo bocian ze złamanym skrzydłem nie zagraża ani środowisku, ani ludziom.
Dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Zamościu jest zdumiony takim podejściem do sprawy. – Co innego przepisy, a co innego zdrowy rozsądek – mówi zdziwiony Grzegorz Garbuz. – Czasem rzeczywiście lepiej nie ingerować w naturę, ale temu bocianowi trzeba pomóc, bo cierpi. To weterynarz powinien zdecydować, czy trzeba mu amputować skrzydło lub może uśpić.
Według niego zwierzę powinno trafić do "ptasiego azylu". – Przez wiele lat przynoszono do nas ranne bociany, sowy czy myszołowy. Ale my nie jesteśmy schroniskiem i mamy zakaz przyjmowania dzikich zwierząt - tłumaczy dyrektor Garbuz.
O rannym bocianie w Hrubieszowie powiadomiliśmy też Regionalną Dyrekcje Ochrony Środowiska w Lublinie. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. – Poinformujemy o sprawie nasz zamojski wydział. Nasi pracownicy pojadą na miejsce – obiecuje Aleksandra Woźniak-Figurska z RDOS.
Zwierzę zostanie przewiezione na Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie, gdzie pomogą mu weterynarze. Później czeka go pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym dla dzikich zwierząt w Leonowie.