Jeśli jesteś zastępcą prezydenta miasta, to wolno ci jeździć na wakacje służbowym autem i bez ograniczeń rozmawiać przez komórkę za granicą. Lubelska prokuratura wzięła pod lupę zeszłoroczne wakacje Elżebiety Kołodziej Wnuk. I niczego złego się nie dopatrzyła.
Służbowe auto przywiozło ją również z lotniska do Lublina 12 stycznia, gdy wracała z zagranicznych wojaży. Z czasem okazało się też, że rachunek za jej służbowy telefon za okres urlopu opiewa na ponad 1,5 tys. zł. Po powrocie prezydent przeprosiła za swoje postępowanie i zobowiązała się zwrócić koszty podróży służbowym autem.
Po naszych publikacjach sprawą zainteresowała się lubelska prokuratura. Śledczy sprawdzali, czy pani prezydent przekroczyła swoje uprawnienia. Grudniową podwózkę na stołeczne lotnisko uznała za czyn o znikomej szkodliwości społecznej.
– Nie było to działanie wynikające z wyrachowania – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik prokuratury okręgowej w Lublinie. – Pani prezydent poprzedniego dnia pracowała do późna w nocy i nie mogła w inny sposób zorganizować sobie wyjazdu.
Prokuratura wzięła też pod uwagę fakt, że Kołodziej-Wnuk zwróciła pieniądze do kasy urzędu, a będąc na wczasach nie wyszła ze swojej służbowej roli. W ambasadzie w Kuala Lumpur spotkała się z ambasadorem i zostawiła materiały promujące Lublin.
W powrocie służbowym autem z wakacji do domu, prokuratorzy też nie dopatrzyli się znamion przestępstwa. Bo zastępca prezydenta miała zgodę sekretarza miasta na wykorzystanie samochodu do celów prywatnych.
Także na sucho uszło pani prezydent nabijanie rachunku służbowego telefonu (na ponad 1,5 zł). Bo przepisy nie określają limitów wykorzystania aparatów przez zastępców prezydenta w trakcie urlopów.
Elżbieta Kołodziej - Wnuk o decyzji prokuratury dowiedziała się od nas. – Nie będę jej komentować – stwierdziła.
Postanowienie prokuratury umarzające śledztwo jest nieprawomocne. Może je zaskarżyć urząd miasta w Lublinie.