Studenci Politechniki Lubelskiej i Uniwersytetu Medycznego nie mogą kupić na swoich wydziałach kawy, kanapki. Nie skorzystają też z ksero. – Za automat z kawą czy punkt kserograficzny musielibyśmy zapłacić miliony zł VAT-u – tłumaczą uczelnie.
Np. politechnika otrzymała prawie 30 mln zł dotacji na rozbudowę Wydziału Budownictwa i Architektury. W ciągu ostatnich miesięcy powstały nowe sale wykładowe, laboratoria wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, a na uczelni pojawiła się supernowoczesna aparatura badawcza.
Ale wraz z początkiem nowego roku akademickiego zniknął działający na wydziale punkt ksero. A także miejsce, w którym studenci mogli kupić kanapki. Nie ma już też automatów z kawą i herbatą.
– Kompletna głupota – uważa Waldemar Czyż, który przez 16 lat prowadził na Wydziale Budownictwa punkt handlowy. – Nie wiem, kto sobie strzelił w stopę. Ale wiem, że ucierpiałem na tym nie tylko ja, ale przede wszystkim studenci.
Ci nie kryją oburzenia. – Zupełnie nie rozumiem, komu przeszkadzał automat z napojami – mówi Darek, student budownictwa. – Albo ksero. Żeby coś skopiować, musimy teraz biegać po całej okolicy, bo nasz punkt zlikwidowali – dodaje inny ze studentów.
Uczelnia tłumaczy, że nie miała innego wyjścia. – Jest problem – podkreśla Iwona Czajkowska-Deneka, rzecznik PL.
I dodaje: – Doskonale rozumiemy studentów. Zwłaszcza zaocznych, którzy przyjeżdżają na zajęcia na cały dzień i nie mogą się nawet napić gorącej herbaty. Ale nie było innej możliwości. Musieliśmy zlikwidować punkt ksero i automaty z napojami.
Podobny problem jest na lubelskim Uniwersytecie Medycznym, który także usunął z niektórych budynków automaty i punkty sprzedające m.in. artykuły spożywcze.
Wszystko przez głupie przepisy. – Powiedziałabym: niespójne przepisy – precyzuje Ewa Sosnówka, która na UM zajmuje się unijnymi funduszami.
– Ubiegając się o pieniądze z UE, musimy zadeklarować, że uczelnia nie prowadzi działalności, która daje przychody – wyjaśnia Sosnówka. – Gdybyśmy mieli takie przychody, musielibyśmy płacić podatek VAT.
Kłopot w tym, że uczelnie byłyby obciążone podatkiem nie tylko za wynajem powierzchni pod automaty z kawą, ale także za całą dotację z UE, którą otrzymują.
– Za 300 zł rocznie z wynajmu powierzchni pod automaty musielibyśmy więc zapłacić 22 proc. podatku od dotacji, która wynosi 50 mln zł, bo m.in. taką dostaliśmy – wylicza Sosnówka. – Po prostu nie warto.
– Sytuacja jest patowa. I nikt nie znalazł sposobu na jej rozwiązanie – mówi Czajkowska-Deneka. – Władze naszej uczelni cały czas zastanawiają się, co z tym zrobić. Zwracaliśmy się także do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, która pośredniczy w wydawaniu unijnych pieniędzy. Bez efektu.
– Rzeczywiście, jest z tym kłopot – usłyszeliśmy w biurze prasowym PARP. Ale szczegółowe wyjaśnienia agencji mamy dostać dopiero dziś.