We wtorek pisaliśmy o reformie rozgrywek piłkarskich przeprowadzonej przez PZPN ponad dwa lata temu, która prowadzi do upadku klubów z naszego województwa i innych regionów Polski. Oczywiście, to nie jedyna przyczyna fatalnej kondycji drużyn.
– Jasne, że każdy chce grać jak najwyżej. Z zarządzaniem klubem jest jednak jak z Media Markt, to nie zabawa dla idiotów. Najpierw prognozujemy budżet, trzeźwo patrzymy na możliwości, a potem konsekwentnie realizujemy. Niezależnie, czy jest reforma, czy jej nie ma – napisał na naszym forum internauta ukrywający się pod nickiem "Znajomy”.
I trudno odmówić mu racji. Prezesi klubów znali przecież wysokość budżetu i kwoty, jakie mieli do wydania w danym roku. Jaki więc sens był w tym, aby cieszyć się z awansu do wyższej ligi, wiedząc, że w pewnym momencie i tak zabraknie im środków na funkcjonowanie drużyny?
– Daliśmy się zwieść sponsorowi. Prosił, żebyśmy walczyli o awans, zapewniał że w trzeciej lidze będzie wspierał nas jeszcze mocniej... Rzeczywistość okazała się brutalna. Musieliśmy się wycofać. Ale cóż, człowiek jest naiwny i uczy się na własnych błędach. Gdybym miał decydować w tej chwili, na pewno zrezygnowalibyśmy z awansu i grali nadal w czwartej lidze – przyznaje Lucjan Kupczak, prezes Olendra Sól.
Pod jego wypowiedzią zapewne podpisałby się dzisiaj Waldemar Czempiński, prezes Huragana Międzyrzec Podlaski. Zresztą, nie tylko on.
– Tak samo było w Poniatowej. Wygórowane ambicje dwóch działaczy doprowadziły Stal do przepaści, hańby i wstydu, jakiego nie było w całej historii klubu. Teraz pseudo bohaterowie zwinęli ogony i udają, że to nie oni są temu wszystkiemu winni. (...) Mają szczęście, że trafili na naiwne zachowanie pani burmistrz, która już kolejny rok jest oszukiwana i nadal pcha w Stal nasze pieniądze, przez co ratuje im skórę, bo na pewno byłoby już po klubie – to z kolei wypowiedź internauty o nicku "Suchy”.
Nie wszyscy działacze poszli jednak tą samą drogą. Znamy przecież przypadki zespołów, które zrezygnowały z promocji do wyższej klasy rozgrywkowej, aby nie ryzykować zachwiania płynności finansowej. I wcale nie trzeba szukać ich daleko. Prawie co roku taka drużyna znajduje się w bialskopodlaskiej klasie okręgowej. Przed rozpoczęciem sezonu 2010/2011 w ten sposób postąpiło GLKS Rokitno, a dwa lata temu Victoria Parczew.
– Gdybym mógł zmienić przeszłość, na pewno bym nie skorzystał. To była rozsądna decyzja. Nie byliśmy wówczas gotowi na promocję ani pod względem finansowym ani sportowym. Jeżeli wówczas zdecydowalibyśmy się na awans, dziś Victoria mogłaby już nie istnieć. A tak, znacznie podreperowaliśmy naszą sytuację. I to w każdym aspekcie.
Dlatego na spotkaniu przed rundą rewanżową, powiedziałem zawodnikom, że walczymy o awans. I jeżeli wygramy "okręgówkę”, to za rok zagramy w czwartej lidze – zapewnia Maciej Biernat, prezes klubu z Parczewa.