Do takich wniosków doszli hrubieszowscy śledczy i umorzyli śledztwa w sprawie nakłaniania 38-latka z Mircza i 47-letniej hrubieszowianki do targnięcia się na życie. Kobietę udało się uratować, mężczyzna nie żyje.
– Ale nie stwierdzono, by ktoś ich nakłaniał do targnięcia się na życie – mówi Artur Kubik, szef Prokuratury rejonowej w Hrubieszowie.
Mieszkaniec Mircza w styczniu firmowym citroenem berlingo "skasował” znak drogowy w podhrubieszowskich Łotoszynach. Samochód wylądował w polu.
Nikt nie ucierpiał, kierowca chwycił po kolizji za linkę holowniczą, odszedł kilkanaście metrów dalej w zarośla i popełnił samobójstwo. Zostawił żonę kilkumiesięczną córeczkę.
Świadkowie zeznali, że przed tragedią martwił się zaciągniętym kredytem i planowaną w firmie redukcją etatów. Sekcja zwłok wykazała, że miał w organizmie 2 promile alkoholu.
Dzień wcześniej z rzeki Huczwy w Hrubieszowie udało się wydostać pracownicę jednego z miejscowych banków. Przy jej ratowaniu dużym zaangażowaniem wykazał się mieszkaniec ul. Ceglanej, który przyniósł drabinę, rozłożył ją na cienkim lodzie i chwycił topiącą się kobietę za rękę.
Śledczy wykluczyli udział osób trzecich, z początku skłaniali się w stronę nieszczęśliwego wypadku, ale szybko trzeba było pójść innym tropem.
Kobieta chciała popełnić samobójstwo, dlatego przed zejściem do rzeki wysłała do koleżanki pożegnalnego SMS-a. Gdy w szpitalu doszło do siebie, nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego zdecydowała się rozstać z życiem.
Oba prokuratorskie postanowienia są już prawomocne.