Dwadzieścia siedem minut. Takie spóźnienie miał pociąg Szczecin-Lublin. To wystarczyło, aby część pasażerów nie zdążyła przesiąść się do pociągu jadącego do Chełma. Kto jest winny temu, że podróżni nie dostali tego, za co zapłacili?
– Gdy stało się jasne, że mamy spóźnienie spytałam konduktora, czy pociąg do Chełma na nas zaczeka – mówi pani Ewa, jedna z pasażerek feralnego składu. – Zapewnił mnie, że sprawę załatwi. W Lublinie okazało się, że żaden pociąg na nas nie czeka, a następny będzie prawie za dwie godziny! Zapłaciłam za bilet do Chełma, ale nie miałam się tam jak dostać. I nikogo z obsługi dworca to nie obchodziło.
Była godz. 20.50. Pasażerowie poszli po pomoc do jedynego otwartego o tej porze okienka, którym była kasa.
"Ja tylko sprzedaję bilety” usłyszeli od kasjerki. Odnaleźli dyspozytorów Przewozów Regionalnych i Intercity. Pierwszy utrzymywał, że obsługa pociągu Lublin-Chełm nie otrzymała informacji o opóźnieniu pociągu ze Szczecina. Drugi, że taka informacja została przekazana.
– Chciałam złożyć reklamację – mówi inna pasażerka. – Dyspozytor Intercity zaproponował mi… książkę skarg i zażaleń. To jakieś kpiny!
Pasażerowie wrócili do kasy i od coraz bardziej poirytowanej kasjerki dowiedzieli się, że aby odzyskać pieniądze za niezrealizowany bilet muszą mieć na nim "odpis” konduktora.
– Kasjerka stwierdziła, że nie pierwszy raz jedziemy pociągiem i powinniśmy o tym wiedzieć, bo nie żyjemy w zaścianku – opowiadają pasażerowie. – Nawet jeśli, to po co mieliśmy prosić o odpis, skoro konduktor zapewniał nas, że pociąg będzie czekał?
Po 50 minutach pasażerom w końcu udało się odzyskać swoje pieniądze. Nikt za całą sytuację ich nawet nie przeprosił.
CO NA TO PRZEWOŹNICY?
Inaczej sprawę widzą Przewozy Regionalne. – Z informacji uzyskanych od pracowników wynika, że nikt z Intercity nie dzwonił do naszego dyspozytora – mówi Zofia Dziewulska z Lubelskiego Zakładu Przewozy Regionalne. – Za to, gdy do dyspozytora w Lublinie zgłosili się zdenerwowani pasażerowie, on sam skontaktował się z Intercity. To poświadczy billing. Tamtejszy dyspozytor stwierdził, że "Dzwonił, ale było zajęte” i nie ponowił próby. Oczywiście tę sprawę będziemy dalej wyjaśniać, ale na dzień dzisiejszy wszystko wskazuje na to, że nikt nas o opóźnieniu nie poinformował.