W trakcie jesiennej kampanii wyborczej nie było dnia, żeby kandydaci na posłów i senatorów nie pochwalili się, czego dla nas nie zrobią. Minęło pół roku. Teraz o realizacji obietnic zwykle milczą.
Nie udało się nam z nią wczoraj skontaktować. – Pani minister na razie nie pomaga, ale jest cały czas w kontakcie. Jeśli okaże się, że nasze działania są nieskuteczne, to będziemy szukali promotorów pięknej idei i może pójdziemy do minister sportu – mówi Jacek Sobczak (PO), członek zarządu województwa.
Były piłkarz a teraz lubelski poseł Cezary Kucharski (PO), obiecywał "Świetliki”. To nowoczesne kluby dla dzieci, młodzieży i dorosłych z mniejszych miejscowości. Platforma zapowiedziała przed wyborami tysiąc "Świetlików” w całym kraju. Jednak i w tym przypadku brak wieści, co z realizacją wyborczej obietnicy.
– Myślę, że projekt jest w fazie przygotowania. To tak jak z budową domu. Trzeba mieć projekt i finansowanie, a budżet nie jest z gumy. Ja to sprawdzę i dam panu znać – obiecuje Kucharski.
Mniejsze możliwości realizacji obietnic mają parlamentarzyści opozycyjni. – Żeby cokolwiek zrobić, to trzeba mieć realną władzę. Jestem w opozycji i moje wypełnianie mandatu poselskiego polega na wskazywaniu rządzącym, co źle działa – tłumaczy poseł Jacek Czerniak z SLD.
Podaje przykład, jak Sojusz dopytywał w Sejmie o refundację leków, a on sam interpelował w sprawie przekazania procenta z podatku na rzecz hospicjów. W kampanii Czerniak zapowiadał "realną podwyżkę dla nauczycieli” i "więcej nowoczesnych technologii informatycznych na wsi i w małych miasteczkach”.
Inny poseł opozycji, Krzysztof Michałkiewicz z PiS wyliczał: "ciekawa praca dla młodych”, "godna emerytura dla seniorów”, "lotnisko, dobre drogi, szybka kolej dla Lubelszczyzny”, "opłacalność produkcji dla lubelskich rolników”.
Czy wyborcze obietnice mają jeszcze cokolwiek wspólnego z rzeczywistością?
– Byłoby bardzo źle, gdybyśmy zbiorowo uznali, że nie należy rozliczać polityków. Bo jaki wtedy sens iść do wyborów? – mówi Sebastian Łuczak z Agencji Public Relations Łuczak PR. – Ja bym wybory traktował jak kontrakt. Wyborcy zagłosowali i jeśli poseł nie zrealizował obietnicy, to powinien ponieść odpowiedzialność.