Firma, która buduje S17, zamknęła wjazdy na ekspresówkę. Teraz mieszkańcy Kazimierzówki do Świdnika muszą jeździć przez Lublin.
– Bałagan, bałagan i jeszcze raz bałagan – złości się Monika Król, mieszkanka Kazimierzówki. – Jak można było zamknąć nam wjazdy na S17 i odciąć nas od Świdnika? Dzieci do przedszkola czy szkoły wozimy przez ul. Doświadczalną w Lublinie. Codziennie pokonujemy kilkadziesiąt dodatkowych kilometrów – irytuje się pani Monika.
– O planowanych zmianach w organizacji ruchu nikt nas nie informuje. Gdzie teraz mają się zatrzymywać busy, skoro odcięto przystanki? Jak starsi ludzie mają przejeść na piechotę do Świdnika, skoro nowe kładki są zamknięte? – pyta Robert Marzec.
Co na to drogowcy? Uspokajają i proszą o cierpliwość. – Procedura odbioru wszystkich kładek i wiaduktów nad budowanej trasie jest w toku. To kwestia tygodnia, może dwóch – tłumaczy Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Ale mieszkańców Kazimierzówki to nie przekonuje. – Jak można było pozamykać wjazdy, nie dając nam żadnej alternatywy? Nie tak miało być. Wjazdy na S17 miały funkcjonować, dopóki i węzeł, i droga przy lesie nie będą gotowe. A teraz serwisówka do węzła Świdnik urywa się w polu, a droga przy lesie wciąż jest w budowie. Odcięto nas od świata – mówi Renata Ryś.
– W piątek dostaliśmy zezwolenie na budowę brakującego odcinka drogi dojazdowej do węzła Świdnik, której realizację oprotestował jeden z właścicieli działek. Na budowę dojazdu wykonawca potrzebuje około dwóch miesięcy. Nawet przy niesprzyjającej pogodzie dojazd z Kazimierzówki do węzła Świdnik będzie możliwy w tym roku – zapewnia Nalewajko.
Drogowcy tłumaczą, że utrudnienia były nie do uniknięcia. I zapewniają, że z czasem ma być ich coraz mniej. – Budowa odcinka od Lublina do Piask jest najtrudniejsza w realizacji ze względu na konieczność utrzymania ciągłości ruchu. Z każdym tygodniem te utrudnienia będą coraz mniejsze – dodaje rzecznik GDDKiA.