"Podróżuję służbowo pociągami bardzo dużo i przyzwyczaiłem się do ich niepunktualności, brudu w wagonach i wielu innych kwestii, ale gdy sprawa zagraża zdrowiu milczeć nie mogę" - pisze nasz Czytelnik w liście do redakcji.
Bardzo dużo służbowo podróżuję pociągami i przyzwyczaiłem się do ich niepunktualności, brudu w wagonach i wielu innych kwestii, ale gdy sprawa zagraża zdrowiu milczeć nie mogę.
12 lutego zmarznięty oczekiwaniem na Dworcu Centralnym wsiadłem do pociągu TLK 52102 Lublinianin jadącego z Bydgoszczy. Ku mojej i pozostałych pasażerów rozpaczy po wejściu do wagonu, temperatura otoczenia wcale się nie zmieniła.
Na dworcu Warszawa Wschodnia wsiadł pan w pomarańczowej kamizelce, który coś przełączył i zaczęło wiać ze wszystkich otworów w wagonie, tyle tylko że zimnym powietrzem. Może byłoby to i śmieszne dyby nie fakt, że po kilkudziesięciu minutach zaczęły grabieć palce, a w głowie kołatała się myśl o rozpaleniu ogniska i ogrzaniu się choćby trochę. No ale przecież tak nie można. Można jednak wypuszczać w trasę przez całą Polskę skład z nie ogrzewanym wagonem.
Pan konduktor z uśmiechem wyjaśnił, że nic więcej nie jest w stanie zrobić i zaproponował zmianę przedziału. Nie chcąc wdawać się z polemikę na temat miejscówki zrobiłem to raz i drugi. Nie przyniosło to żadnego rezultatu, bo w każdym przedziale było tak samo. Dodam, że na podłodze koło toalety mieniła się cienka warstwa lodu.
Goryczy dodaje fakt, że był to wagon pierwszej klasy (sic!) i jak to w pierwszej klasie było całkiem sporo obcokrajowców, który nawet w zimie podróżują do Lublina (są tacy!) czy to turystycznie czy w ramach różnego rodzaju spraw zawodowych. Proszę sobie teraz wyobrazić obraz Japonki jadącej w takim przedziale (kupiła 1 klasę), która wyciągnęła z walizki wszystkie ciepłe ubrania aby się nimi okryć; do tego czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Te ostatnie, bo w całym wagonie nie było jednej zasłonki i słońce świeciło prosto w oczy każdego kto chciał siedzieć przodem do kierunku jazdy.
Proszę sobie również wyobrazić opinię, którą zabierze do domu i znajomych o podróżach do Lublina.
Dzisiaj siedzę w domu z przeziębieniem i gorączką mając jedno pytanie w głowie - czy ktokolwiek w PKP będzie miał na tyle odwagi cywilnej aby przeprosić pasażerów i choć symbolicznie zrekompensować 2,5 godz. w igloo (choć byli i tacy, którzy być może jechali z Bydgoszczy). Byle nie następnym biletem.
Jak długo jeszcze będziemy musieli znosić takie warunki i traktowanie?
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji.
Czytelnik Dziennika Wschodniego