Na koncie wyroki lub inne problemy z prawem. Do tego długi albo gigantyczne kredyty. Mówią dużo, ale nigdy nic sensownego. Piją i gustują w przaśnych rozrywkach - taki obraz Samoobrony wyłania się w z "Lepperiady" Marcina Kąckiego.
studenci. Żeby to była dla nich nauka, czym jest polityka, media. I że nie wolno szukać prostych odpowiedzi.
Blokady dróg na początku lat 90. dały w kość nawet komornikom, którzy jechali do wpędzonych w kredytową spiralę gospodarzy. - Stałem w korkach, gdy on blokował drogi - mówi jeden z nich reporterowi Gazety Wyborczej.
Takich kwiatków jest więcej. Bo choć Kąckiemu można czasami zarzucić brak obiektywizmu to klimat tamtych wydarzeń udało mu się oddać perfekcyjnie.
Gdy po raz pierwszy członkowie ZZ Rolnictwa Samoobrona kładą się na podłodze sejmowych korytarzy, ich lider zaczyna zdawać sobie sprawę z jednej rzeczy: jeśli nie pokaże go telewizja to go nie ma. - Że polityka to wspinaczka po telewizyjnym kablu - jak zgrabnie ubiera w słowa autor reportażu.
Lepper nigdy o tym nie zapomni. W ciągu następnych lat zanim rozpocznie konferencję prasową upewnia się, że na sali są włączone kamery. Sam jest jest jednym wielkim wydarzeniem medialnym: wkurza, bawi, prowokuje.
Jest arogancki i bezczelny, bo dobrze wie, że kamery to kupią. Przemiana z niedouczonego watażki w męża stanu w randze wiceministra odbyła się na oczach milionów wpatrzonych w telewizory Polaków. Było tak zabawnie, że mało kto brał panów i panie wystrojonych w biało-czerwone krawaty na poważnie.
Sejmowy debiut Samoobrony (2001 r.) to 53 posłów. Jak wylicza Kącki: "zdecydowana większość zakończyła edukację na szkołach zawodowych. I nikogo, kto - nie licząc polewania policjantów gnojowicą - miałby kontakt z polityką". Ani dozorca Krzysztof Filipek, ani kierowniczka mięsnego Renata Begier.
Cztery lata później Lepper ponownie przypuszcza szturm na parlament. Tym razem ma ze sobą ekspertów, doświadczenie w medialnych bojach i żadnych skrupułów przed serwowaniem propagandowych haseł.
- Gdyby wtedy Samoobrona zdobyła władzę samodzielnie, górnicy dostaliby gigantyczne emerytury, każdy bezrobotny pracę, a taksówkarze nie płaciliby podatków - ironizuje Kącki. Partii udaje się zdobyć 56
mandatów.
Naprawdę groźnie zaczyna być, gdy Samoobrona wchodzi do rządu. I zaczyna obsadzanie ministerstw oraz dyrektorskich i kierowniczych stołków "w terenie". Lista jest długa: agencje rolne, KRUS, urzędy
wojewódzkie, regionalne ośrodki TVP... Wiosną 2007 r. Lepper objeżdża kraj i wysłuchuje raportów o zatrudnieniu. Przyjmuje kwiaty od wdzięcznych działaczy, słucha nielicznych żalów tych, których członkowie rodziny jeszcze nie dostali ciepłej urzędniczej posadki .
Kilkaset posad w instytucjach to wciąż za mało. Apetyt przewodniczącego wciąż rośnie. Ale chwilę potem wybuchają afery. Gruntowa, która jest gwoździem do trumny skompromitowanej już partii. I jeszcze głośniejsza "praca za seks", która ujawnia niespożyte seksualne apetyty Lepperai jego najbliższych współpracowników.
Tego, wyrozumiali dotąd wyborcy, przełknąć już nie mogą. Słupki popularności pikują w dół, ludzie lecą ze stołków, odwracają się najstarsi towarzysze, a do twórcy całego zamieszania dociera, że jego czas w polityce dobiegł końca.
W sierpniu 2011 wiesza się w pustym, od wielu miesięcy nieopłacanym warszawskim biurze partii.
Kącki nie byłby sobą gdy nie wytknął: "Rząd PO wyprawia Lepperowi, byłemu wicepremierowi rządu PiS pogrzeb z państwowymi honorami.Przysyła tylko jednego swojego pełnomocnika, do spraw osób społecznie wykluczonych."
Pasjonująca lektura. Polecam.