Szacunek za kowboja, który się odchudza i testuje szczoteczkę do zębów. Bunt z powodu traktowania konia. I generalnie lekki niedosyt. Tak najkrócej można określić czytelnicze doznania po lekturze książki Kanadyjczyka.
Lata pięćdziesiąte XIX wieku, trwa gorączka złota. Prawdziwi twardziele mówią, że liczą do trzech i strzelają, a tymczasem strzał pada gdzieś między „raz” a „dwa”. Tak robią bracia Eli i Charlie Sisters. To ich popisowy numer. Bohaterowie mają zlecenie – jadą do Kalifornii by zabić wroga szefa. Po drodze mijają saloony, hotele, obozowiska. Spotykają dziwnych ludzi - od bandytów, po czarownice i metafizycznych zapłakanych wędrowców.
Nie da się zaprzeczyć, że lektura wciąga i galopuje się ze strony na stronę. By utknąć na czymś takim. Narratorem jest Eli. – Wszedłem do skromnej restauracyjki, usiadłem przy oknie i zacząłem się przyglądać swoim dłoniom leżącym na pustym stole. W bezruchu, w świetle planet wyglądały jak kość słoniowa; nie czułem się do nich specjalnie przywiązany. Po chwili przyszedł kelner, który postawił na stole świeczkę, psując cały efekt, więc spojrzałem w stronę zawieszonego na ścianie cennika.
Jak na łotrzykowską powieść o kowbojach-płatnych mordercach – mile zaskakujące.
Czytelnik „Dziecięcia bożego” czy „Krwawego południka” bez problemu będzie prozę De Witta czytał przy jedzeniu. Po McCarthym sceny rozdeptywania głowy tak, aż zawartość czerepu brudzi rozdeptującemu buciki, nie zniesmaczą. Ale już katowanie półślepego konia omijałam. Może autorowi chodziło o prawdziwie męski sznyt.
Jak informuje wydawca (Wydawnictwo Czarne) książka znalazła się na listach bestsellerów, była nominowana m.in. do Nagrody Bookera i Nagrody im. Waltera Scotta dla najlepszej powieści historycznej, została także wyróżniona Nagrodą Kanadyjskiego Stowarzyszenia Pisarzy, Nagrodą Literacką Gubernatora Generalnego oraz Rogers Writers’ Trust Fiction Prize.
Przeżyliśmy z Charliem wiele przygód i widzieliśmy rzeczy, których większość ludzi nigdy nie zobaczy – powiedział Eli do matki. – A czy to takie ważne? – zapytała matka.
No właśnie.