Sześć osób zatrzymała policja za czynną napaść na funkcjonariuszy przy ul. Turystycznej. Bandytom grozi więzienie. Ale według mieszkańców, to policjanci sprowokowali całe zdarzenie.
Mężczyźni zachowywali się głośno. Według jednej z lokatorek, która wezwała policję, byli agresywni i zaczepiali mieszkańców. Patrol, który przybył na miejsce, musiał się skonfrontować z ok. 10-osobową grupą.
– Gdy mundurowi rozpoczęli legitymowanie, pod ich adresem początkowo poleciały słowne zaczepki, później doszło do czynnej napaści – twierdzi Janusz Wójtowicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. – Napastnicy bili i kopali policjantów. Uciekli przed przyjazdem dodatkowych patroli. Funkcjonariusze zostali zabrani do szpitala. Bo badaniach oboje zwolniono do domów.
Na Turystyczną wysłano kolejne cztery radiowozy.
– Po krótkim pościgu zatrzymano jednego z podejrzewanych o udział w napaści – dodaje Wójtowicz. – Później ujęto kolejnych pięć osób. Zatrzymani to mieszkańcy Lublina w wieku od 18 do 44 lat.
Przez cały poniedziałek ustalono okoliczności zdarzenia i role, jaką odegrały w nim poszczególne osoby.
Funkcjonariusze mówią o brutalnej napaści i kopaniu mundurowych, w tym policjantki. Jeden z napastników miał też wyrwać policjantowi miotacz gazu. Wszyscy zatrzymani są znani policji.
– Jeden z nich, 24-latek, spędził już wiele lat za kratami. Drugi ma na swoim koncie wyrok za przestępstwa związane z narkotykami. Był zatrzymywany za usiłowanie rozboju. Aktualnie przebywał na zwolnieniu warunkowym – wylicza Wójtowicz. Policja poszukuje kolejnych uczestników zajścia. Za napaść na mundurowych grozić im może do 10 lat więzienia.
Tymczasem według mieszkańców ul. Turystycznej, to policjanci sprowokowali całe zdarzenie.
– Policjant od początku był agresywny – mówi jedna z lokatorek baraków. – Legitymował chłopaka, nie mógł dobrze zanotować nazwiska. Wkurzył się i wepchnął go do radiowozu. Zaczęło się robić nerwowo. Potem policjantka kopnęła dziewczynę w ciąży. Zrobiło się zamieszanie. Policjanci wyciągnęli gaz i pryskali nim na oślep.
Według mieszkańców, część zatrzymanych nie brała udziału całym zajściu.
– U mnie dzieci robiły grilla. Syn poszedł zobaczyć, co się dzieje – mówi Barbara Szymczak. – Stał z boku i patrzył. Akurat przyjechała policja i go zabrali. Nie wiem, za co i kiedy wróci.
Mieszkańcy przekonują, że nikt nie kopał funkcjonariuszy. Nie ma też mowy o jakiejkolwiek napaści na policjantkę.
– Szkoda komentarza. Siniaki nie wzięły się znikąd – ripostuje Wójtowicz. – Jeśli świadkowie chcą złożyć zeznania w tej sprawie, zapraszamy.
We wtorek ma zapaść decyzja o zarzutach dla sprawców napaści.