Automatyczne wypożyczalnie rowerów nie są żadnym nowym wynalazkiem. Za kilka miesięcy minie 50 lat odkąd niejaki Luud Schimmelpennink - wówczas trzydziestolatek - wraz z grupą anarchizujących kumpli-skandalistów zebrał w Amsterdamie kilkaset rowerów, przemalowali je na biało i obwieścili, że można z nich za darmo korzystać zostawiając następnemu chętnemu.
O Holender!
Eksperyment nie był przesadnie udany, bo z odstawianiem "Białych Rowerów” różnie bywało. Większość rozkradziono w ciągu miesiąca, inne wrzucano do kanałów. Dwa lata później pan Schimmelpennink trafił do rady miejskiej, ale jego pomysł jakoś nie wzbudził przesadnego entuzjazmu innych radnych. Mimo to Holender może się czuć ojcem miejskich rowerów.
Po 10 latach pomysł odżył we francuskim La Rochelle, gdzie rowery były nie białe, ale żółte, a system działa do dziś, choć teraz wydatnie wspomaga go elektronika, zastosowana po raz pierwszy w 1998 r. w systemie miejskiego roweru w Rennes. W międzyczasie była jeszcze Kopenhaga (1991) i Cambridge (1993), w którym "zielone rowery” rozkradziono niczym te białe z Amsterdamu.
W Polsce pierwszy był Kraków, który wprowadził taką nowinkę pilotażowo w 2008 r. Ci, którzy odwiedzali wtedy miasto, mogą pamiętać niebieskie jednoślady, na które można było najwyżej popatrzeć, bo twórcy ówczesnego systemu jakoś nie zatroszczyli się o to, żeby był on przyjazny dla przyjezdnych. Warszawa ze swoim Veturilo wystartowała w 2012 r.
Lublin o miejskim rowerze pomyślał cztery lata temu, ale wtedy nie otrzymał na to dotacji. Udało się za drugim razem. 19 września 2014 roku system wystartował z 40 wypożyczalniami i 400 rowerami stając się od razu drugim co do wielkości w Polsce.
Chwyciło
Zasady są proste: wystarczy się zarejestrować (trwa to minutę lub dwie) tworząc specjalne konto, później zasilić je pieniędzmi lub "upoważnić” system do tego, by pobierał pieniądze z karty płatniczej. Opłaty pobierane są tylko w przypadku przekroczenia 20-minutowego okresu, w którym z roweru można korzystać za darmo. Wystarczy jednak w ciągu tych 20 minut oddać jeden rower i wziąć drugi, a jazda nadal jest bezpłatna.
- Najczęściej jadę ze stacji przy Paderewskiego do tej na Krakowskim Przedmieściu przy sądzie i 20 minut mi wystarcza - mówił nam w październiku Mateusz Królikowski, który był absolutnym rekordzistą jeśli chodzi o liczbę wypożyczeń roweru i jest nim zresztą do dziś. Sezon zakończył z 354 wypożyczeniami.
Mateusz jest licealistą, który zarabiał sobie na deptaku rozdając ulotki, a rower pozwalał mu nie wydawać tych pieniędzy na bilety. Nie on jeden starał się zmieścić w tych darmowych 20 minutach, a rzut oka na statystyki pozwala stwierdzić, że mieszkańcy osiągali w tym coraz większą wprawę.
128 664
O ile w drugiej połowie października średni czas wypożyczenia roweru wynosił 20 minut i 33 sekundy, o tyle na koniec sezonu (nastąpił on 30 listopada) spadł do 18 minut i 42 sekund. - W tym czasie rowerzysta pokonywał przeciętnie 1,5 kilometra - informuje Michał Dąbrowski z firmy Nextbike Polska, która jest operatorem systemu. Zarejestrowało się w nim 22 218 osób, które wypożyczały rower 128 664 razy.
Najczęściej pokonywane w Lublinie trasy to niedługie odcinki między rondem Honorowych Krwiodawców a Krakowskim Przedmieściem, między akademikiem Helios a Krakowskim Przedmieściem, między biurowcem ZUS a Politechniką Lubelską i na odwrót.
Ale od razu mieszkańcy zaczęli wskazywać też miejsca, w których przydałyby się kolejne stacje. Wskazywali m.in., że w śródmieściu jest ich trochę za mało, zgłaszali potrzebę ustawienia wypożyczalni m.in. w pobliżu pl. Litewskiego.
Ma być więcej
Ci, którzy mają aktywne konto w systemie Lubelskiego Roweru Miejskiego mogą korzystać też z wypożyczalni w innych miastach, gdzie operatorem jest Nextbike.
Największym z nich i zarazem najbardziej rozbudowanym w Polsce, jest warszawski system Veturilo, a rozmieszczenie stacji pozwala poruszać się po śródmieściu sprawniej niż samochodem czy autobusem. Dyskutować można tylko w przypadku tramwaju i, rzecz jasna, metra.
Warszawskie rowery nie są już jednak tak nowe, jak te w Lublinie, które podczas zimowej przerwy będą wymagać w większości przypadków tylko zabiegów konserwacyjnych. Wandale w Lublinie też byli łaskawi. - Jedna stacja była nieco poturbowana, mieliśmy sygnał o użytkowniku, który wiózł dziewczynę na osłonie tylnego koła - mówi Dąbrowski.
Lubelskie rowery pozostaną w magazynie do końca marca. Później znów wrócą do automatycznych, samoobsługowych wypożyczalni. I rowerów, i stacji ma być więcej. Władze miasta zapowiedziały na przyszły rok podwojenie ich liczby. Ratusz zbiera też propozycje miejsc, gdzie warto ustawić kolejne stacje. - Mamy już ponad 100 propozycji - mówi Michał Przepiórka, oficer rowerowy w lubelskim Ratuszu.
Operator ma też rozmawiać m.in. z galeriami handlowymi, żeby dołączyły się do systemu budując na swój koszt stacje przy swoich obiektach. Tak, jak stało się w Warszawie, gdzie stacja wypożyczalnia przy centrum handlowym Arkadia jest trzecią co do popularności.