Grube miliony kosztowało odnowienie przystanku kolejowego Lublin Północny, ale szumny opis inwestycji coraz bardziej rozmija się z rzeczywistością. Nie wiadomo, kto ma osuszyć zalany tunel, a podnośniki dla niepełnosprawnych są w praktyce bezużyteczne
Odnowiony przystanek Lublin Północny był inwestycją, którą kolejarze chwalili się chętnie. Równe perony, proste schody, czysto brzmiące megafony, oświetlone przejście podziemne... Wszystko dostępne dla osób na wózkach dzięki podnośnikom przy schodach. Pieniądze wydano, ale po czterech latach powodów do chwalenia się jest jakby mniej.
Problemem jest nawet wypompowanie wody z zalanego przejścia podziemnego. – Ciężko stwierdzić, kto za to odpowiada – mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik Ratusza.
O co chodzi? Część tunelu biegnie pod terenem kolejowym, część pod działką miejską. A woda bezczelnie rozlewa się płasko i nie da się wypompować z części „tylko miejskiej”, ani „tylko kolejowej”. – Wypompowaliśmy ją na zlecenie Urzędu Miasta – mówi Magdalena Bożko, rzecznik miejskich wodociągów. Ostatecznie to Ratusz zajął się problemem po interwencjach mieszkańców. – Do czasu uregulowania sprawy, weźmiemy to na siebie – zapewnia Krzyżanowska.
Teraz przez tunel da się przejść suchą nogą. Gorzej jest z przejechaniem go na wózku, choć całość – jak zapewniano – jest dostępna dla niepełnosprawnych. Jest, ale tylko teoretycznie.
Ze specjalnych podnośników przy schodach można korzystać „wyłącznie w asyście uprawnionego pracownika”. Informują o tym firmowane przez kolej wywieszki z numerem telefonu, pod który trzeba zadzwonić „i oczekiwać na przybycie pracownika”.
Zadzwoniliśmy anonimowo. – A to nie do mnie, to nieruchomości. Mój numer widnieje tam? – dziwi się mężczyzna zgłaszający się pod numerem z wywieszki. – Podam telefon do sekcji, może tam bardziej gramotni są – proponuje. I dyktuje inny numer.
Zgłasza się kobieta: – To nie u mnie. Ja się tym nie zajmuję – wyjaśnia uprzejmym głosem. Po dłuższych poszukiwaniach podaje kolejny numer. Ale i tu nie widzą, ile trzeba czekać na kogoś, kto obsłuży platformę dla wózków.
– Musiałbym zrobić zgłoszenie. U nas są takie procedury, że to idzie do naczelnika i on wyznacza osoby, które mają pojechać – tłumaczy kolejarz.
Nasi rozmówcy byli mocno zaskoczeni telefonami. Nic dziwnego. Takiego telefonu nie muszą się spodziewać, bo kartki z numerem (podkreślmy: niewłaściwym numerem) wiszą tylko na dole, w tunelu. Niepełnosprawny na wózku najpierw musiałby się stoczyć po schodach, by dowiedzieć się, jak może je pokonać korzystając z podnośnika.
O komentarz poprosiliśmy spółkę PKP Polskie Linie Kolejowe, która kilka lat temu chwaliła się tą inwestycją realizowaną w ramach wartego 22 mln zł projektu obejmującego ponadto m.in. prace przy stacji Świdnik i jeden z peronów przystanku Świdnik Miasto.
– Sytuacja, którą Pan opisuje jest dla Polskich Linii Kolejowych niedopuszczalna, dlatego pracownicy zostaną ponownie przeszkoleni w tej kwestii. Podobna sytuacja już się nie powtórzy – odpisał nam Łukasz Kwasiborski ze spółki PKP Polskie Linie Kolejowe.
– Nowe tabliczki z informacjami o asyście pracownika PLK przy obsłudze platformy, wraz z instrukcją, zostały wywieszone 20 października 2016 roku na dole i na górze przejścia podziemnego. Pracownik Polskich Linii Kolejowych uda się dziś na inspekcję stacji i jeśli stwierdzi jakiekolwiek uchybienia w oznakowaniu (np. spowodowane aktem wandalizmu), natychmiast zleci jego uzupełnienie – deklaruje Kwasiborski. – Platformy mogą być obsługiwane jedynie przez wykwalifikowanego pracownika ze względu na bezpieczeństwo osób z nich korzystających.