Rozmowa z Jerzym Głogowskim, szkoleniowcem KMŻ Motor Lublin.
Porażka w Pile była wkalkulowana, ale 28 punktów różnicy mało kto się spodziewał.
–Chyba nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak źle. No może poza gospodarzami, którzy świetnie przygotowali pod siebie tor. Nawierzchnia była bardzo twarda, mocno ubita, prawie w ogóle jej nie polewali. Moi zawodnicy nie mogli znaleźć odpowiednich ustawień, chociaż prosiłem ich, żeby wymieniali się doświadczeniami, ciągle zmieniali i szukali. Nic to nie dało. Natomiast miejscowi mieli sprzęt idealnie dostosowany do takich warunków. Do tego świetnie znali wszystkie ścieżki i odskakiwali nam na starcie. Na tak specyficznym torze, jak w Pile, to kluczowy moment, bo później bardzo ciężko jest już wyprzedzać.
Celem było wywalczenie bonusowego punktu, ale nadzieje na sukces można było mieć chyba tylko po pierwszym biegu. Później wszystko potoczyło się po myśli rywali.
– Wygraliśmy dwa biegi, pięć zremisowaliśmy, a resztę przegraliśmy, i to wszystko po 1:5. To była klapa, straszna klapa.
Zawiedli szczególnie Mathias Thoernblom i Timo Lahti. Ich dorobek to odpowiednio trzy i pięć „oczek”. Można chyba wymagać więcej...
– Dla Lahtiego to był najsłabszy mecz, odkąd do nas trafił. Zmieniał motocykle, ale nic to nie dawało. Pojechał poniżej swojego poziomu. Thoernblom wygrał jeden bieg, ale taki dziwny, gdzie zanotował właściwie lotny start. Miał szczęście, że sędzia nie przerwał. Ale po takim spotkaniu nie ma kogo chwalić. Nawet Ales Dryml, który punktował najlepiej, zrobił takie swoje minimum. Od niego oczekujemy więcej. Gdy jasne stało się, że przegramy to spotkanie wysoko, z chłopaków uszło powietrze. Ales poprosił mnie nawet, żebym nie wystawiał go w jednym z biegów.
Po raz kolejny okazało się, że mamy tylko jednego klasowego juniora. Oskar Bober zrobił swoje, ale Roman Chromik wywalczył tylko trzy punkty. Może lepiej było postawić na Emila Pulczyńskiego, który lepiej zna tor, bo jeździł w Pile?
– Z perspektywy czasu pewnie lepiej. Ale Emil słabo zaprezentował się na treningu, nie przekonał mnie. Dlatego szanse dostał Chromik. Zresztą on nie pojechał tak całkiem źle, walczył, starał się gonić, ale widać, że brakuje mu objeżdżenia.
Mówiło się, że jako gość może wystąpić Damian Dąbrowski z Unii Tarnów, ale ostatecznie nie doszło do tego. Dlaczego?
– Doznał kontuzji na zgrupowaniu kadry młodzieżowej w Rawiczu. Szkoda, bo liczyliśmy na niego.
W sezonie zasadniczym został wam do rozegrania tylko mecz z Rawiczem, który powinien być spacerkiem. Myślami jest pan już przy play-off?
– Z Rawiczem będą na pewno zmiany w składzie, część zawodników zostanie ukaranych za katastrofalny występ w Pile i nie pojadą z Kolejarzem. Na play-offy chcemy być w najsilniejszym składzie. Myślimy z prezesem o tym, co zrobić, żeby przeciwstawić się Polonii na jej terenie, bo to prawdopodobnie z nią będziemy jeździli w półfinale.
Są szanse, że uda się wzmocnić zespół, wypożyczając zawodników z wyższych lig?
– Nie mamy takich planów. Skupiamy się na tych zawodników, których mamy. Po niedzielnej porażce morale trochę nam siadło, ale nie stoimy na straconej pozycji. Tak zły dzień nie może już się powtórzyć.