- Miałem zmiany w płucach. Praktycznie nie miałem już wątroby. Byłem w śpiączce i lekarze kazali mamie być już gotową na wszystko. Powiedzieli, że umrę najprawdopodobniej w nocy, a ja zadzwoniłem do niej na drugi dzień i z każdym dniem czułem się lepiej – tak Kamil z Żółkiewki opowiada o cudzie, który jak wierzy dokonał się za pośrednictwem św. Antoniego, patrona sanktuarium w Radecznicy
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
W poniedziałek dotarła tu trzecia pielgrzymka rodziny telewizji Trwam i Radia Maryja. Pątnicy, jako pierwsi mogli usłyszeć o tym cudzie. Świadectwo było tym bardziej wzruszające, że w kościele obecny był 20-letni Kamil, który wyszedł ze stanu agonalnego. Mężczyzna nie miał jednak sił, aby powiedzieć, co się wydarzyło. Dlatego to zakonnicy w jego imieniu przeczytali wzruszające świadectwo.
Obraz św. Antoniego z sanktuarium w Radecznicy od wielu lat przyciąga rzesze pielgrzymów.
– W latach 50-tych ubiegłego wieku starano się zabić to miejsce. Żeby zmniejszyć jego rangę umieszczono w klasztorze szpital dla chorych psychicznie. Klasztor jednak żyje i jest znacznie silniejszy niż kiedykolwiek – mówi ojciec Zenon Burdak, wikary w Radecznicy. – Często tu słyszymy o dokonywaniu się cudu uzdrowienia. Takie świadectwo daje wiele osób. To jednak pierwszy cud, jaki miał się tu dokonać po nadaniu przez Ojca Świętego w lipcu tego roku naszemu sanktuarium tytułu bazyliki mniejszej.
Kamil pochodzi z głęboko religijnej rodziny. Sam przez wiele lat służył do mszy w swoim parafialnym kościele. Był też lektorem. Kiedy zachorował na nowotwór, a w jego organizmie wykryto przerzuty, przerażeni rodzice szukali ratunku w Radecznicy.
To tam zamówili w jego intencji trzymiesięczną nowennę. Po jej rozpoczęciu choroba zaczęła się cofać. Młody mężczyzna został wypisany ze szpitala. O swoim uzdrowieniu mówi wprost – „Zawdzięczam go modlitwie”.
Więcej o cudach w Radecznicy w piątkowym wydaniu Magazynu Dziennika Wschodniego.