Ludzie stali się mimowolnymi ofiarami Vahapa Toya, tureckiego inwestora, który obiecywał budowę portu cargo i obiektów rozrywkowo-handlowych. Jego spółka wydzierżawiła bialskie lotnisko. Nie płaciła jednak za energię elektryczną, więc "Lubzel” odciął prąd. Pech chciał, że na lotnisku znajduje się obsługująca kamienicę hydrofornia. Z kranów budynku należącego w Wojskowej Agencji Mieszkaniowej przestała więc płynąć woda.
Mieszkańcy mają odrębne instalacje centralnego ogrzewania wymagające wody. Nie mogą dogrzewać mieszkań. Ruszyli ze skargami do miejscowych władz i kierownictwa lubelskiej WAM. - Życie bez wody to katastrofa. Musimy nosić ją wiadrami do mieszkań. Trudno zmywać naczynia i kąpać dzieci. Trzeba pranie wozić do rodziny - mówi Jadwiga Malinowska.
- Kilkakrotnie zmieniało się przyporządkowanie naszej kamienicy do kierownictwa WAM. Podlegaliśmy pod Warszawę, później pod Siedlce, a teraz pod Lublin. Nie było wiadomo, gdzie uderzyć - mówi Bogdan Gregor. - W WAM obiecywano nam wysyłanie beczkowozu. Nic z tego. Zatyka się kanalizacja, brakuje wody
do spłuczek. Cud, że nikt nie zachorował. Jeden z lokatorów chodzi do toalety na oddalony o kilkaset metrów dworzec PKP.
W bialskim Urzędzie Miasta dowiedzieliśmy się, że prezydent Andrzej Czapski interweniował w tej sprawie. A WAM przygotowuje się do przyłączenia pechowego bloku do sieci miejskiej.
Marek Osiak, dyrektor Oddziału Terenowego WAM w Lublinie przyznaje, że sytuacja jest skomplikowana. - O tym, że będą kłopoty wiedzieliśmy wcześniej. Wystąpiliśmy o warunki techniczne podłączenia. Teraz jest opracowywana dokumentacja. Za miesiąc lub półtora, po wyborze wykonawcy, możemy doprowadzić wodę do budynku. Nie przewidzieliśmy, że zostanie odcięty dopływ wody z lotniska.