21-letni Wojtek z Białej Podlaskiej, od ponad roku przykuty do wózka, czeka na odszkodowanie za nieszczęśliwy wypadek.
- Pozostało nam tylko modlić się i czekać na zmiłowanie firmy ubezpieczeniowej "Uniqa” - mówi z rozżaleniem Jadwiga, matka Wojtka.
27 sierpnia 2006 roku na dożynkach w Piszczacu Wojtek poszedł do wesołego miasteczka. Postanowił poskakać na batucie. - Odbiłem się mocno i przekoziołkowałem w powietrzu. Upadając uderzyłem głową o gumową powierzchnię batuty. Nie mogłem wstać, złamałem kręgosłup - opowiada chłopak.
Przeszedł skomplikowane operacje, ale nadal nie może chodzić. Wymaga intensywnej rehabilitacji i odpowiedniego sprzętu. Nie stać go na to, bo ma na życie jednie 102 zł zasiłku z opieki społecznej i 150 zł dodatku pielęgnacyjnego.
Właściciel batuty przyjął odpowiedzialność za wypadek. Poinformował poszkodowanego, że w towarzystwie Uniqa ma ubezpieczenie OC. - Co z tego, skoro ta firma zwleka z wypłatą należnego zadośćuczynienia - mówi Anna Szymczak-Służyńska z firmy Votum Centrum Odszkodowań z Wrocławia, gdzie po pomoc zgłosiła się rodzina Wojtka. Jej zdaniem, Uniqa rażąco narusza przepisy ustawy o obowiązkowych ubezpieczeniach. - Przekazaliśmy sprawę kancelarii adwokackiej. Po uzyskaniu pełnomocnictwa od klienta zostanie skierowana na drogę postępowania sądowego - wyjaśnia Anna Szymczak-Służyńska.
Dziennik Wschodni poprosił o wyjaśnienia towarzystwo Uniqa. 31 października zapewniono nas, że zostaniemy o poinformowani, na jakim etapie jest sprawa Wojtka. Jednak po kilku dniach Marek Łysakowski, bialski pełnomocnik TU Uniqa stwierdził, że nic nie ustalił i odesłał nas do centrali firmy w Łodzi.
W ubiegły poniedziałek Magdalena Czerwińska, kierownik Działu Marketingu "Uniqa” S.A. powiedziała nam, że musi rzetelnie się przygotować do odpowiedzi. Obiecała, że oddzwoni. W środę niespodziewanie jednak przysłała pocztą elektroniczną żądanie, aby Dziennik wystąpił z pisemnym upoważnieniem osoby, której dotyczy szkoda. Takie upoważnienie musielibyśmy wysłać zwykłą pocztą.
Katarzyna Wawiórko, rzecznik konsumentów w Białej Podlaskiej powiedziała nam, że już kilkakrotnie miała do czynienia z tą firmą ubezpieczeniową. - Ode mnie również żądali upoważnień klientów. Po prostu unikali odpowiedzi - ocenia pani rzecznik. Dodaje, że kiedy stanowczo oznajmiła towarzystwu, że z mocy prawa reprezentuje konsumentów, doczekała się nawet przeprosin. Ale odpowiedź na jej pytanie przyszło dopiero po dwóch tygodniach.