Przepędźmy hałaśliwe gawrony z miasta – żądają mieszkańcy. Miejskie służby zdejmują gniazda z drzew, ale krukowatych Biała Podlaska i tak się nie pozbędzie.
– Lubię zwierzęta. Zajmuję się akwarystyką. Ale w przypadku stad gawronów byłbym bezlitosny. Trzeba je usunąć, bo szpecą główną ulicę wlotową do miasta, zanieczyszczają park odchodami. Teraz obawiam się, że przylatujące z północy stada mogą przynieść ptasią grypę – mówi bialczanin Tomasz Wróblewski. I w tej opinii nie jest odosobniony, choć nikt jeszcze nie stwierdził, by krukowate przenosiły groźny dla człowieka wirus H5N1.
W ubiegłą środę ekipa Zieleni Miejskiej zdjęła pierwsze gniazda z drzew przy ul. Kolejowej. Jednak Rudolf Somerlik, dyrektor gabinetu bialskiego prezydenta poinformował nas, że nie ma szans na redukcję stad gawronów w parku. – Te ptaki są pod ochroną. Brakuje też odpowiednich służb do zajęcia się tym problemem – tłumaczy.
Przed laty, nieżyjący już bialski ornitolog-amator Henryk Pyszko policzył, że w Białej Podlaskiej było 1240 gawronów, z tego w samym parku Radziwiłłowskim aż 498. Obecnie nikt nie liczy krukowatych, ale gołym okiem widać, że może ich być kilka tysięcy.
Dominik Krupiński, ornitolog z Koła Towarzystwa Przyrodniczego „Bocian” twierdzi, że populację kawek i gawronów mogłyby ograniczyć puszczyki – ich naturalny wróg. Puszczyki żyją w parku, ale nie mają zbyt wielu dziupli, w których mogłyby się rozmnażać. – Można im pomóc, wieszając skrzynki lęgowe – radzi Krupiński. – Nie ma alternatywnych „ekologicznych” metod pozbycia się gawronów. Do głosu sokoła puszczanego z głośników szybko się przyzwyczajają i nie reagują na niego. Podobnie do armatek hukowych.
Zdaniem ornitologa, bialczanom pozostaje przyzwyczaić się do ptaków. – Krukowate są nieodzownym elementem miejskiego krajobrazu. Pełnią ważną funkcję ekologiczną: zjadają resztki jedzenia, ograniczają liczbę owadów.