Podpalacz grasuje na pograniczu gmin Sławatycze i Tuczna (pow. bialski). Płoną sterty słomy i budynki.
Ludziom puszczają nerwy. - Mamy już tego serdecznie dość! Szóstą noc nie śpimy. Od zmierzchu do świtu koczujemy przy budynkach, czekając na podpalacza. A policja ma nas gdzieś. Jeden śledczy nie może dostać do użytku noktowizora. Boję się, że będzie jeszcze większe nieszczęście, kiedy ludzie schwycą podpalacza - mówi pani Władysława z Krzywowólki. Prosi, żeby nie podawać jej nazwiska.
Dariusz Trybuchowicz, wójt Sławatycz, mówi, że pierwsze podpalenia były jeszcze w marcu. I od tamtej pory podpalacz uaktywnia się co jakiś czas. Najpierw pożary zdarzały się w gminie Tuczna. Teraz podpalacz coraz częściej grasuje w gminie Sławatycze. Tam kilka dni temu ludzie spłoszyli nocą człowieka w pobliżu sterty słomy. Nie udało się go złapać, ale znaleźli pakuły nasączone ropą. Wójt przyznaje, że sytuacja jest napięta. Rozważa nawet poproszenie o pomoc Straż Graniczną.
St. kapitan Mirosław Byszuk, rzecznik bialskiej komendy straży, przyznaje, że jest poważny problem. - Każda akcja gaśnicza to olbrzymi trud dla ludzi. Tylko przy ostatnim gaszeniu słomy w Krzywowólce brało udział 52 strażaków z 7 jednostek. Poszła woda aż z 17 pełnych samochodów. Przez ponad dziewięć godzin strażacy gasili słomę. Później jeszcze rolnicy musieli przez kilka dni dogaszać płonące bele.
Podinspektor Jerzy Ignatowicz, p.o. rzecznik bialskiej komendy policji, przyznaje, że policja nie potrafi na razie namierzyć podpalacza. - Zatrzymaliśmy przed kilkoma dniami czterech mężczyzn. Niestety, po sprawdzeniu, okazało się, że to nie oni. Ale nie można tracić nadziei, że to go w końcu złapiemy.