Skarbnik Urzędu Miasta dostał 9 tys. zł, sekretarz - 7 tys. zł, naczelnicy - po 4-5 tys. zł. Nawet sprzątaczki wzięły po około tysiąc zł. Średnio na pracownika "wyszło” po 1,8 tys. zł. "To wyborcza kiełbasa” - oburza się opozycja.
Czapski przyznaje, że podjął decyzje o wypłacie nagród dla pracowników. Urząd Miasta wydał na to 350 tys. zł. Wyjaśnia, że są to duże kwoty jednorazowe, bo w administracji nie ma premii miesięcznych.
- Jest tylko goła pensja. Systematycznie jednak nalicza się 3-procentowy fundusz premiowy, który jest uruchomiany raz w roku - tłumaczy prezydent. - Obecnie nadarzyła się okazja, gdyż premier Leszek Miller przysłał nam list, dziękując za osiągnięcia inwestycyjne.
Na pytanie, dlaczego dał premie akurat przed wyborami, A. Czapski odparł: Było ryzyko, że mogę nie przejść do drugiej tury wyborów prezydenckich, zatem postanowiłem szybciej rozliczyć się z urzędnikami.
Prezydent przyznaje, że zrobił to w przedwyborczy piątek, w największej tajemnicy. Zdumiało go, jak szybko dowiedziała się o tym opozycja, która rozgłasza, jakoby rozdawał "kiełbasę wyborczą”. - Uważam, że nagrodzeni urzędnicy napracowali się - mówi A. Czapski. - A w starej Radzie Miasta bywali tacy radni, którzy dopiero na sesji otwierali przysyłane im wcześniej koperty z projektami uchwał. I za kilkugodzinny udział w sesji brali po 1200-1800 zł. Tymczasem w ich firmach ludzie muszą pracować po 12 godzin, dostając zapłatę ledwie za 8 godzin. Ja nie potrafię tak traktować ludzi.
Edward Burta, nowo wybrany radny przyznaje, że jest zaskoczony wiadomością o przyspieszeniu wypłat nagród w UM. Dziwi go, że pracownicy jednostek podległych samorządowi, jak choćby nauczyciele, nie byli tak wspaniale uhonorowani finansowo.
Decyzją Czapskiego jest zdumiony także jego konkurent w drugiej turze wyborów - Waldemar Godlewski. - Można się było wstrzymać. Jak były pieniądze, trzeba było zostawić na koniec roku, a nie tuż przed wyborami je wypłacać - mówi.
Adam Abramowicz, były radny opozycyjny, szef komitetu wyborczego "Bezpartyjni” (poniósł porażkę) uważa, że gest Czapskiego jest naganny. - Przecież w tym roku obcięto prawie 1 mln zł z wydatków rzeczowych w oświacie, czyli z wynagrodzeń. Teraz wydano prawie 400 tys. zł na "kiełbasę wyborczą”. Jest to kosztem mieszkańców. Trzeba będzie zaciskać pasa.
Abramowicz przypomina, że w 2003 roku nadejdzie termin wykupu obligacji miejskich. A wydatki są rozdmuchane. Za pieniądze, jakie prezydent wydał na nagrody, można było doposażyć szkoły. Dotychczas rodzice uczniów sami malują klasy i kupują zasłony do okien.
Prezydent zapewnia, że w tegorocznym budżecie pieniędzy nie zabraknie na nic, co było zaplanowane. Podkreśla, iż wypłacił nie planowane podwyżki nauczycielkom przedszkoli. •