Po tym, jak rodzice i uczniowie publicznie zlinczowali dyrektorkę, jej przeciwnicy i zwolennicy kłócili się przed kamerami TVN w programie "Pod napięciem”. Na drugi dzień dyrektor przywitano kwiatami. Sytuacja wraca do normy.
Gdy dziesiątego marca nowa dyrektor zaczęła urzędowanie w szkole, do gabinetu wpadło czterech rodziców. Mężczyźni wyprowadzili ją z gabinetu i wywlekli przed szkołę. Tam czekali na nią uczniowie. Na polecenie rodziców i nauczycieli obrzucili jajami dyrektorkę.
Kiedy chciała wrócić do budynku, drzwi zamknięto. - Gdy wychodził nimi jeden z nauczycieli, próbowałam się przecisnąć, ale mi to uniemożliwił. Patrzył się, jak rzucają we mnie. Po chwili powiedział dzieciom, żeby przestały, bo już wystarczy - opowiadała przed kamerą dyrektor Wanda Szaniawska. - Pierwsi świadkowie zostali już przesłuchani, zarzut użycia przemocy postawiono trzem osobom - powiedział nadkomisarz Wiesław Słotwiński.
Wójt tłumaczy, że konkurs na dyrektora gimnazjum odbył się zgodnie z wymogami ustawy i regulaminem. - Nie wiem, dlaczego poleciały jajka. Trzeba spytać tych, którzy nimi rzucali - powiedział A. Krasuski. Zachowanie uczniów i buntujących ich nauczycieli ostro skrytykował wicekurator Andrzej Zieliński: - Szkoła nie powinna zostać zamknięta, uczniowie, szczególnie klas trzecich, zamiast strajkować, powinni przygotowywać się do testów, które ich niebawem czekają. Jeśli w toku śledztwa zarzuty wobec nauczycieli się potwierdzą, nie będą mogli dalej uczyć - mówi A. Zieliński. Zajście potępiła też Celina Stasiak z lubelskiego ZNP.
Kuratorium i wójt szukają winnych, którzy w ubiegłym tygodniu odsyłali dzieci spod szkoły. A. Krasuski zapowiedział, że dokąd Wanda Szaniawska pełni funkcję dyrektora, w szkole nie będzie spokoju. Tymczasem w poniedziałek przywitano ją w gimnazjum kwiatami. - Wszystko odbywa się w porządku, dzieci sukcesywnie w szkole przybywa. Autobusy przywożą je bez zakłóceń. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze - mówi W. Szaniawska. Na wszelki wypadek, ochroniarze nie opuścili jeszcze szkoły. •