Zjeżdżają się tu z wielu pobliskich miejscowości, pojedynczo, lub całymi rodzinami. Są wśród nich ojcowie rodzin, którzy stracili pracę przed wiekiem emerytalnym, ale i młodzi ludzie, którzy jej nigdy nie mieli.
Mąż pani Bożeny wyjaśnia, że nie zbiera się tu wszystkiego. Najbardziej poszukiwanym surowcem jest miedź, aluminium, może być też papier na makulaturę, rzadziej szkło.
Dwudziestodwuletni Paweł zaczął pojawiać się na kaliłowskim wysypisku od niedawna, traktuje to jako zajęcie sezonowe. - Dla mnie to praca jak każda inna, nie ma się tu czego wstydzić. Wolę to, niż siedzieć z kumplami pod sklepem i pić. Kraść też nie pójdę.
W sezonie wiosenno-letnim Paweł pracuje z ojcem na budowach, przez resztę roku stara się odciążyć rodziców zarabiając na swoje wydatki, choćby na wysypisku. Ani on, ani Bożena nie widzą w tym nic wstydliwego.
Są jednak tacy, którym obecność prasy przeszkadza. Jeden z pracujących otwarcie mówi, że nie życzy sobie, by go fotografowano, odgrażając się, co zrobi, jeśli zobaczy się w gazecie.
- Tu przychodzą różni ludzie, i szczerze mówiąc więcej takich, którym nie chodzi o kupno chleba dla dzieci. Dla nas są oni uciążliwi, choćby dlatego, że ciągle trzeba ich mieć ma oku. Najbardziej boimy się zaprószenia ognia, ale osobiście nie wiem co by się stało, gdyby doszło tu do wypadku. Często zdarza się, że ludzie ci piją alkohol, a potem zasypiają w hałdzie śmieci, operator spycharki z trudem dostrzega takiego człowieka - mówi Eugeniusz Woźnicki, pracownik wysypiska w Kaliłowie koło Białej Podlaskiej. "Szperacze” są też problematyczni dla prezesa firmy zarządzającej wysypiskiem, Mariana Zaborowskiego
- Swego czasu miałem inspekcję z sanepidu, podczas której spytano mnie, dlaczego nie zaopatrzyłem tych ludzi w odpowiednie ubrania. Gdyby byli moimi pracownikami na pewno bym tak zrobił. Nie potrzebuję jednak takiej ilości pracowników, poza tym trudno ich zorganizować, wiem bo swego czasu próbowaliśmy - mówi M. Zaborowski.
Prezes twierdzi, iż w związku z tym, że nie posiada możliwości prawnych, aby usunąć tych ludzi z wysypiska, godzi się na ich obecność. Zapewnia jednak, że na nowy obiekt, który zacznie funkcjonować od lipca, żaden "szperacz” nie wejdzie.•