Sprawa budowy bialskiego cargo stała się jednym z pretekstów w nieporozumieniach koalicji PSL-SLD. Ludowcy starają się osłonić swego ministra środowiska Stanisława Żelichowskiego przed podjęciem decyzji o zgodzie na przeznaczenie około 200 ha terenów leśnych w gminie Biała Podlaska pod budowę obiektów strefy gospodarczej.
Poseł Lech Nikolski, szef gabinetu politycznego premiera deklaruje, że ciągle interesuje się sprawą bialskiego cargo. - Co ważne dla Białej Podlaskiej i okolic, jest też dla mnie bardzo istotne. Partnerem ministra środowiska są samorządy miejski i gminne - podkreśla Lech Nikolski. Zarzuca nam, że "za czarno” widzimy rzeczywistość, sugerując, iż inwestor może odejść z Białej Podlaskiej.
Tymczasem impas goni impas, a obecni resortowi urzędnicy podobnie jak i ich poprzednicy z innej koalicji, dystansują się od podejmowania odważnych decyzji. Ryszard Grabas, wiceprezes Epit & Korporacja Rozwoju Wschód-Zachód przypomina, że poprzedniemu ministrowi środowiska pozostawił "pół biurka poufnych dokumentów”, po których nie pozostało obecnie śladu. Gdzie one zaginęły? Dlaczego nie pozostały w ministerstwie? Tak, jak za poprzedniego rządu, tak i obecnie minister skarbu, mimo obietnic dawanych posłowi Arkadiuszowi Bratkowskiemu nie przekazuje do Zarządu Województwa Lubelskiego udziałów w spółce Port Lotniczy Biała Podlaska.
Na Podlasiu rośnie oburzenie ludności wobec gier polityków dystansujących się od podejmowania konkretnych decyzji wspomagających inwestycję, która, zgodnie z obietnicami Vahapa Toya, prezesa E & K, może przynieść aż ok. 40 tysięcy miejsc pracy.
W Białej Podlaskiej jako przykład negatywnego stosunku obecnej ekipy rządowej do budowy portu cargo jest przypominanie stwierdzenia nowego ministra środowiska do bialskiego prezydenta: - A co, ja nie mam nic lepszego do roboty, niż czytanie pana wniosków?