Kilkadziesiąt osób przybyło w sobotę do Miejskiego Ośrodka Kultury w Białej Podlaskiej, aby wziąć udział w castingu do pracy w reklamach telewizyjnych i prasowych. Większość w tej grupie stanowiły bardzo młode dziewczęta.
Dziewczyna już na początku jest zawiedziona. - To ma być studio fotograficzne? Z takim oświetleniem? Bez makijażu, uczesania. To nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem - dzieli się wątpliwościami na widok tego, co zastała. Jeden z pracowników robi jej 10 ujęć aparatem cyfrowym na tle błękitnej tkaniny zawieszonej pod sufitem. - Chyba retuszują te zdjęcia. Niemożliwe, żeby wrzucali do katalogu świecące czoła i nosy - zauważa, oglądając po sesji swoją podobiznę na ekranie komputera. Jak się zdecyduje i podpisze z agencją umowę o współpracy, płacąc przy tym 122 złote, jej zdjęcia będą przez rok krążyłyby po Internecie w tzw. banku twarzy.
Jeżeli zauważy je producent reklam, 20 procent od zawartego kontraktu zażyczy sobie agencja. Zanim jednak do podpisania wymarzonej umowy dojdzie, trzeba się wykosztować. Wydatków na zdjęcia próbne nikt nie pokrywa. Agencja tylko pośredniczy w nawiązaniu kontaktu i tak naprawdę znikomy procent chętnych w ten sposób trafia do reklam.
Agata, długowłosa studentka AWF z Białej Podlaskiej, wie po co tu przyszła. - Znam ludzi, którzy płacą trzy razy drożej za castingi. To jest niezapomniana przygoda. Trzeba próbować wszystkiego się łapać. Dlatego warto było tu się znaleźć - stwierdza zaraz po zawarciu umowy.
- Małgosia i Kasia po raz pierwszy w czymś takim wzięły udział. Są zadowolone. Chyba się zdecydujemy, tylko nie dzisiaj. Mam adres i telefon. Uzgodniłem, że skontaktujemy się w tygodniu - stwierdza ojciec. Nie martwi się, że to za ciężka dla dzieci praca. Nie patrzy na to od tej strony. Córki dobrze się uczą, poradzą sobie z dodatkowymi obowiązkami.
- Wszystko mi wyjaśniono na początku. Będą ją promować, mimo że ma 3 lata, a werbują od 5. Powiedzieli też, że dla małych dzieci jest bardzo dużo pracy - mówi Monika Łęska, mama małej Oli. Teraz będzie czekała na efekty. Jak nikt nie zadzwoni przez rok, nic się nie stanie.
Czegoś innego spodziewał się przychodząc tutaj Paweł Skiepko, student AWF. - Chodziło mi o pracę na weekendy. A tu widzę, że to zaledwie początek drogi dla kogoś, kto myśli o karierze. Dla mnie studia są najważniejsze. Nie rzucę ich dla reklamy - wyjaśnia, dlaczego nie podpisał umowy.
A zapewniano go, że miałby szanse. Bardzo mało mężczyzn przychodzi na castingi. Dla tych, którzy się zdecydują, zawsze znajdzie się zajęcie w tej branży.