Za wygraną w totka można otynkować dom, pomóc sierotom albo wyjechać do miasta. Marzenia ludzi starszych, mieszkających na wsi są zupełnie inne niż klientów kolektur w dużych miastach.
Odpowiedź kolejnego rozmówcy jest jeszcze bardziej niespodziewana. – Jak jest dużo do wygrania, to człowiek wyda parę złotych – mówi Wiesław Czech. – Wtedy biorę dwa, nieraz trzy zakłady. A nuż się uda? Mam dwóch synów, to może bym im coś pomógł. A sobie? Sobie tylko już domek wieczności. Taki domek po śmierci. A po co mam komuś potem robić kłopot. Teraz większość ludzi ma takie miejsca za życia, to i ja bym chciał taki mieć.
Nieco inne, choć równie skromne marzenia ma pani Krystyna Szpak. – Jeżeli bym wygrała, to chciałabym podzielić te pieniądze między dzieci i wnuki. A mnie wystarczyłby taki mały domek. Żeby były normalne warunki do życia. Część pieniędzy bym włożyła na książeczkę wnukowi, żeby miał kiedyś na studia. No i chciałabym gdzieś pojechać. Nigdy nie byłam za granicą. Wystarczyłby mi wyjazd gdzieś niedaleko. Czy można od takich pieniędzy zgłupieć? Nie wydaje mi się, żeby mogło mi się poprzewracać w głowie.
Okazuje się, że marzenia starszych, spracowanych mieszkańców wsi są zdecydowanie inne, niż młodzieży. Ci marzą o świecie, sławie i drogich samochodach.
– Pożyłoby się trochę – mówi 19-letni Łukasz. – Tyle kasy? Wyjechałbym stąd, gdzieś do dużego miasta. Ale najpierw za granicę. Tak na miesiąc. Poszaleć, użyć sobie trochę tego życia. No i wie pan, taka porządna fura w pierwszej kolejności. A za resztę, to może jakiś interes by się rozkręciło.
Liczba grających gwałtownie wzrasta w dniu losowania dużej kwoty. Bożena Czech, sprzedawczyni w sklepie spożywczym w Dębowej Kłodzie, ma wtedy zdecydowanie więcej pracy. – Jak jest kumulacja, to gra więcej ludzi – mówi. – W sklepie pojawiają się wtedy nowe osoby. Ale to tylko ten jeden raz. A w taki normalny dzień to przychodzą przeważnie ci sami. Puszczają po jednym, nieraz kilka zakładów. No i chcą, żebym im wydrukowała te cyfry, które wylosuje maszyna. •