Po latach zabiegów wczesnośredniowieczny miecz trafił wczoraj do bialskiego muzeum. Nowy eksponat kosztował 8 tysięcy złotych.
Sprzedał go anonimowy kolekcjoner spod Radzynia Podlaskiego.
Prawdopodobnie w 1971 lub 1972 roku broń wydobyli z Tyśmienicy robotnicy wykonujący prace melioracyjne. W trakcie oczyszczania brzegów rzeki natrafili na dwa miecze i szyszak. Hełm wyrzucili do rzeki. Miecze zanieśli do kowala i chcieli jeden z nich przekuć. Kiedy kowal sięgnął po młot, złamał mu się miecz. Drugiego już nie dotykał.
W końcu ocalały miecz trafił do zbieracza staroci spod Radzynia (zastrzegł sobie anonimowość). W 1996 autentyczność broni potwierdził światowy autorytet w sprawach zabytków średniowiecznych, profesor Andrej N. Kirpicznikow z Rosji.
- Dowiedziałem się, że naukowiec przyjeżdża z Moskwy do Warszawy. Wypożyczyłem na kilka dni miecz. Miałem już informację z literatury, ale chciałem, aby obejrzał go fachowiec. Profesor wykonał ekspertyzę chemiczną. Ocenił, że egzemplarz z Tyśmienicy może pochodzić z X wieku - wspomina bialski archeolog. Skąd miecz wikingów znalazł się w Polsce? Najprawdopodobniej dotarł do nas wraz z arabskimi handlarzami.
Wczoraj muzealna komisja zakupów zgodziła się na zapłacenie 8 tysięcy złotych za miecz. Zdaniem Bieni, takich okazów może być w kraju kilkanaście. Prawdopodobnie jeszcze w tym roku nowy eksponat pojawi się na jubileuszowej wystawie w bialskim muzeum. •