Sezon grzewczy już się rozpoczął. Do atmosfery dostają się wraz z dymem toksyczne związki, a wśród nich bardzo groźne dla zdrowia dioksyny.
Prywatne kotłownie są poza kontrolą. - To nie nasza domena. Badamy tylko jednostki gospodarcze - wyjaśnia Edward Dec, kierownik Delegatury Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Białej Podlaskiej. Uspokaja, że poziom zanieczyszczeń powietrza jest bezpieczny. Monitoring prowadzony non stop wykazuje podwyższone stężenie tlenków azotu, dwutlenku siarki i pyłu, ale jest ono poniżej dopuszczalnych norm. Obserwacją atmosfery zajmuje się też sekcja ochrony powietrza w bialskim oddziale Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Według jego pracowników nie ma powodów do niepokoju. Jednak żadna z placówek nie bada poziomu dioksyn, silnie toksycznych substancji uwalniających się podczas spalania m.in. drewna lub węgla i plastiku. - To są bardzo drogie badania, wykonuje je wojewódzki inspektorat w Lublinie. Zresztą nie ma takiej potrzeby. Tylko w przypadku dużych emisji pobierane są i przesyłane do laboratorium próbki - zapewnia E. Dec.•
Opinia eksperta
-Zawsze podczas spalania plastiku, a szczególnie w połączeniu z innymi odpadami wytwarzają się dioksyny i dioksynopodobne. Z racji braku aparatury i środków rzadko bada się ich stężenie, zakładając że występują tylko tam, gdzie funkcjonują duże spalarnie. Te silnie toksyczne substancje opadają na ziemię i trafiają do łańcucha pokarmowego ludzi i zwierząt, a to jest zagrożenie. Kumulowane latami w organizmie dioksyny są niebezpieczne dla zdrowia.•