– Podrzucili nam kukułcze jajo – mówi Henryk Makarski, ordynator oddziału ratunkowego w szpitalu w Białej Bodlaskiej. Na izbę przyjęć, której szefuje, często trafiają osoby w stanie upojenia. Chociaż stanowią niewielki procent wszystkich przyjmowanych pacjentów, dla personelu i innych chorych stwarzają dość kłopotliwą sytuację.
Na trafiających na izbę pijaczków uskarża się też personel medyczny. Kobiety, które tu pracują, a tych jest większość, często muszą pełnić rolę ochroniarzy. – Niektórzy spokojnie leżą, ale zdarzają się też tacy, którzy są bardzo agresywni i opryskliwi. Kiedyś pijany pacjent pobił pielęgniarkę. Gdy wytrzeźwiał tłumaczył się, iż myślał, że bije swoją żonę – opowiada Henryk Makarski. Ordynator dodaje, że średnio w miesiącu jego oddział przyjmuje około 60 osób będących pod wpływem alkoholu. Poddawane są one dokładnej diagnozie lekarskiej, gdyż ich parametry życiowe mogą zmienić się w każdej chwili. Większość tych osób to stali pacjenci. Ich twarze doskonale znane są personelowi medycznemu.
Za pobyt pijaczków w izbie przyjęć Urząd Miasta płaci szpitalowi 50 zł. Ale opłaca tylko pobyt nietrzeźwych z terenu miasta. Osoby zamieszkałe poza Białą Podlaską trzeźwieją za darmo. – Od gmin trudno uzyskać jakiekolwiek pieniądze – skarży się Makarski.
Wraz z likwidacją izby wytrzeźwień przybyło też pracy funkcjonariuszom policji i Straży Miejskiej. W przypadku zagrożenia życia osób nietrzeźwych muszą przewozić je na izbę przyjęć. Gdy któryś z nietrzeźwych podejrzany jest o jakieś wykroczenie musi być też skierowani do Pomieszczenia dla Osób Zatrzymanych. – Dla nas likwidacja izby wytrzeźwień nie była dobrym rozwiązaniem. Często zamiast poświęcać czas na inne czynności, musimy zajmować się pijaczkami – mówi Mirosław Sobczuk, pierwszy zastępca komendanta miejskiego policji w Białej Podlaskiej. – Do tego dochodzą dodatkowe koszty, m.in. za pobyt nietrzeźwych w PDOZ czy wydatki na benzynę. •