Wybrałem się z żoną i naszym psem na pierwszy wiosenny
spacer wokół Chełma.
I co zastaliśmy? Hałdy śmieci i bałagan. W jednej chwili cały wiosenny czar prysł.
Nasz informator ma za złe Straży Miejskiej, że zamiast egzekwować utrzymanie porządku i karać brudasów woli chociażby czatować na źle parkujących kierowców. Z kolei strażnicy twierdzą, że gotowi są przymuszać właścicieli działek czy posesji do porządku, ale pod warunkiem, że są oni w jakikolwiek sposób uchwytni.
– Bywa, że jedna zaśmiecona parcela ma kilkunastu potencjalnych spadkobierców, z których ponad połowa przebywa za granicą, inni przebywają gdzieś w kraju, a pozostali na przykład dożywają swoich dni w domach opieki społecznej – mówi Marek Kołtun, komendant Straży Miejskiej. – W takich sytuacjach po prostu nie ma sposobu na wyegzekwowanie dbałości o nieruchomość.
Można odnieść wrażenie, że sąsiedzi takich nieruchomości na swój sposób takie sytuacje wykorzystują. W efekcie ziemie niczyje przekształcają się w dzikie wysypiska śmieci, składowiska niepotrzebnych już materiałów budowlanych, czy wszelkiego rodzaju innych rupieci. W okamgnieniu tak „zagospodarowane” tereny utrwalają się w krajobrazie, stanowiąc dowód na nasze niechlujstwo, ale i nieskuteczność służb powołanych po to, by takim zjawiskom przeciwdziałać. •