Uczennica z Chełma twierdzi, że straciła miejsce w internacie, po tym jak z koleżanką urządziła sobie wieczór wróżb.
Dopiero interwencja księdza uspokoiła jej koleżanki, przekonane
że w budynku zamieszkały siły nadprzyrodzone
Wszystko zaczęło się w ubiegły czwartek o północy, gdy dwie mieszkanki bursy postanowiły sobie powróżyć. Aneta i jej koleżanka Magda interesowały się zjawiskami paranormalnymi i wielokrotnie już podejmowały próby kontaktowania się z duchami. Tej nocy jednak ograniczyły się do wróżby z obrączką, dzięki której - jak twierdzi Magda - można uzyskać odpowiedzi na proste pytania. Wieść o magicznych praktykach rozniosła się po internacie. Podawana z ust do ust urosła do niewyobrażalnych rozmiarów.
- Dziewczyny opowiadały sobie, że w internacie muszą być duchy - mówi Magda. - Twierdziły, że słyszą jakieś dziwne stukania i dźwięk dzwonków. Niektóre skarżyły się, że giną im różne przedmioty. Albo, że ktoś je przestawia. Były przerażone. Podobno to wszystko zaczęło się zaraz po tym, kiedy razem z Anetą sobie wróżyłyśmy.
Magda zaprzecza, żeby tej czwartkowej nocy działo się coś nadzwyczajnego poza tym, że ruch obrączki wskazywał im odpowiedzi na zadane pytania. Nie było żadnych zjaw, świateł, dźwięków. Ani wtedy, ani później.
- Jednak dziewczyny były przekonane, że dzieje się coś dziwnego. Zaczęły się mnie bać. Uważały, że jestem czarownicą. Wpadły w jakąś histerię i oczywiście poszły do wychowawczyni.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy od jednego z pracowników po rozmowie z przerażonymi dziewczętami postanowiono zwrócić się o pomoc do księdza. Ten przyszedł do "nawiedzonego” internatu jeszcze tego samego dnia.
- Rzeczywiście ksiądz przyszedł - potwierdza Magda. - Spotkał się z nami i odmówiliśmy wspólną modlitwę. Potem poświęcił pokoje na całym piętrze. Mnie powiedział, aby nie robić więcej takich rzeczy, zaproponował abym się wyspowiadała. A ja to zrobiłam.
Po wizycie księdza nikt już nie mówił o duchach. Rzekome nadprzyrodzone zjawiska minęły jak ręką odjął. Jednak historia miała swój ciąg dalszy. Magdę, decyzją dyrekcji usunięto z internatu. Już trzeci raz. Jak sama twierdzi mogły się na to złożyć także inne sprawy, jednak uważa, że zajście z duchami było główną przyczyną. Przeciwnego zdania jest Maria Zalichta, dyrektor placówki, która stanowczo oświadcza, że usunięcie uczennicy z internatu nie miało żadnego związku z czwartkowym incydentem. M. Zalichta nie zgodziła się na skomentowanie zdarzenia przez telefon. Powiedziała, że nie zdarzyło się tam nic, czym mogłaby zainteresować się prasa.
- To śmieszne - komentuje całą sprawę Beata, uczennica I klasy. - Sprawa została wyolbrzymiona. Ja nie uważam, żeby tu straszyło i dziwię się tym koleżankom, które tak twierdziły.
Imiona uczennic zostały zmienione