Główna księgowa podpaliła dokumenty finansowe tuż przed wizytą kontrolerów. Teraz tłumaczy, że ma problemy z głową. Prokurator wyjaśnia, czy rzeczywiście jest chora, czy chciała coś ukryć przed inspektorami.
– Podpalaczka tłumaczyła, że miała zaległości w dokumentacji, bo była miesiąc na zwolnieniu. Twierdzi, że podpaliła papiery bo „chciała sobie ulżyć w pracy” – mówi prokurator Andrzej Grochecki z Prokuratury Rejonowej w Krasnymstawie.
Maria S. Powiedziała prokuratorowi, że miała problemy osobiste i zażądała, żeby ją zbadał psychiatra. – Jeszcze tego nie zrobiliśmy. Nie mamy biegłych na zawołanie – tłumaczy Grochecki.
– Nie chcę do tego wracać, to przykre przeżycia – powiedziała Dziennikowi Maria S. – Długo chorowałam na półpaśca, potem na tarczycę, a teraz mam problemy z głową. Kobieta jest znowu na zwolnieniu lekarskim. Gdyby badanie wykazało, że symuluje załamanie nerwowe, mogłaby trafić do więzienia nawet na
2 lata za zniszczenie dokumentów nie będących jej własnością. Choroba psychiczna zwolni ją od odpowiedzialności karnej.
– Jestem w szoku – mówi dyrektor SOSW Barbara Guziuk. – To była dobra pracownica.
Wytłumaczenie o załamaniu nerwowym nie wszystkich przekonuje. Prokurator sprawdza, czy księgowa podpaliła kwity, żeby coś ukryć. W dniu pożaru w SOSW starostwo miało przeprowadzić kontrolę finansów.
Bezpośrednim przełożonym dyrektorki ośrodka jest starosta krasnostawski Janusz Szpak. Oprócz administracyjnej, łączy ich też zależność polityczna. Oboje działają w PSL. Szpak jest szefem struktury powiatowej, Guziuk – szefową miejskiej. – Nasi kontrolerzy pracowali w SOSW przez dwa tygodnie po pożarze, pomimo braku zasadniczych dokumentów. Wyniki kontroli mają być znane w tym tygodniu. Do czasu ich ujawnienia nie wiadomo, jakie dokumenty spłonęły – mówi starosta.
Marta Krasowska
W SOSW pracują 92 osoby. W tym roku placówka dostała ze starostwa na funkcjonowanie ponad 2 mln złotych.