W sprawie sarny zadzwonił do nas Zenon Styk, kierowca Chełmskich Linii Autobusowych. Zauważył zwierzę na drodze, kiedy pierwszym porannym kursem jechał do Rudy Huty. Sarna pozwoliła do siebie podejść, a więc delikatnie sprowadził ją ze skarpy w przydrożne chaszcze.
O sarnie powiadomiliśmy Zbigniewa Guziejkę, łowczego okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Chełmie. On z kolei zaalarmował Janusza Dąbrowskiego, łowczego Koła "Szarak”. Gospodarza łowiska, obejmującego także Nowiny. Razem z nim wybraliśmy się do lasu, by zabrać stamtąd wycieńczone zwierzę. Aby nam to ułatwić Styk oznakował miejsce, w którym ostatni raz widział sarnę, zaczepioną na gałęzi wiązką wstążek.
Sarny przy drodze już nie było. Pozostało po niej wygniecione w śniegu legowisko. Kilka metrów dalej w głąb lasu znaleźliśmy drugie. Dąbrowski zauważył ślady krwi. Na tej podstawie wywnioskował, że zwierzę najprawdopodobniej zostało potrącone przez samochód i po odzyskaniu sił poszło swoją drogą. Okazało się jednak, że sarna nadal zalegała w pobliżu szosy. W końcu ją wypatrzyliśmy, ukrytą za pniem drzewa. Kiedy się zbliżyliśmy, poderwała się na nogi i susami podążyła głąb lasu. Musiała być już w nie najgorszej kondycji, skoro potrafiła przesadzić ponadmetrową stertę gałęzi, pozostawiając na niej jedynie strzępy sierści.
- Jeśli wilki jej nie dopadną, to przeżyje - zawyrokował Dąbrowski, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wcześniej nie wykluczał bowiem, że w lesie zastaniemy zwierzę już martwe, albo że trzeba je będzie dobić.
Zdaniem Guziejki, Zarząd Okręgu PZŁ otrzymuje każdego miesiąca po kilka sygnałów o tym, że gdzieś w terenie jakieś zwierzę, dzik, sarna, czy kozioł potrzebuje pomocy. Każdorazowo w takich przypadkach obowiązkiem gospodarza łowiska jest reagowanie na takie informacje. Dzięki temu myśliwym z "Szaraka” udało się ostatnio uratować sarenkę, która miała złamaną cewkę, czyli nogę. Jakoś udało im się ją poskładać, dzięki czemu zwierzę powraca do zdrowia w zagrodzie z... kozą. Kiedy odzyska sprawność, wróci na wolność.
Kilka dni temu pisaliśmy o ludziach, którzy do zwierząt mają stosunek zgoła odmienny niż kierowca chełmskiego autobusu. W okolicach Kamienia kłusownicy rozłożyli ponad 60 wnyków. Zdaniem myśliwych takie działanie grozi wymordowaniem całej populacji saren w tamtej okolicy. Przykład chełmskiego kierowcy, który zajął się prawdopodobnie rannym zwierzęciem pokazuje, że można inaczej.