Nawet 10 lat więzienia grozi dwóm mężczyznom, którzy od lipca wymuszali na właścicielu chełmskiego komisu haracze. Używali przemocy, grozili śmiercią i zniszczeniem firmy.
Z policyjnych ustaleń wynika, że problemy komisanta zaczęły się już w lipcu, kiedy 26-letni Artur G., jego klient, wymienił u niego motor na samochód marki volvo. Miał dopłacić 5 tys. zł, ale tego nie zrobił. Zastraszony, nie zgłosił tego policji.
Jak się okazało na swoje nieszczęście. Jego dłużnik zaczął odwiedzać go regularnie w towarzystwie kompana, Wojciecha N.
Podczas kolejnych wizyt mężczyźni wymuszali na właścicielu komisu pożyczanie samochodu bądź pieniędzy. Żądali różnych kwot, począwszy od 40 zł na benzynę po 1,8 tys. zł. Kiedy odmawiał, grozili mu śmiercią, bądź zniszczeniem firmy. W końcu doszło do tego, że kazali sobie wypłacić 12 tys. zł.
– W poniedziałek Artur G. ponownie zażądał pieniędzy w kwocie 200 zł – opowiada Aneta Wira Kokłowska z chełmskiej policji. – W "zastaw” wręczył mężczyźnie woreczek strunowy z nie znaną mu substancją. Tego samego dnia wieczorem znowu pojawił się na terenie komisu. Tym razem zostawił kartonowe pudełko, po czym kazał pokrzywdzonemu wsiąść do samochodu, którym przyjechał. Za kierownicą siedział Wojciech N. P Mężczyźni udali się w kierunku Hrubieszowa. Już poza miastem kierowca zatrzymał samochód na polnej drodze. Tam wspólnicy wysadzili swoją ofiarę z samochodu. Grożąc mu, bijąc po twarzy i pryskając po oczach nie znaną substancją zażądali 12 tys. zł!
Poszkodowany zapewniał prześladowców, że nie ma aż tylu pieniędzy. Wtedy wymusili na nim korzystną dla siebie wymianę aut i do tego jeszcze 400 zł. Artur G. zapowiedział też, że następnego dnia zgłosi się po gotowa umowę sprzedaży samochodu. Kiedy o umówionej porze stawił się w komisie, policjanci już na niego czekali.
Co było w woreczku i kartonowym pudełku i jakie to miało znaczenie dla sprawy? Na obecnym etapie policja jeszcze nie chce tego ujawnić.