Galeria: Rzemieślnicy z Lublina
Lublin, ul. Narutowicza 13
Zawsze pociągały mnie przekładnie, koła zębate. Kiedyś, by się pobawić, to zabawkę trzeba było sobie zrobić samemu. Mały chłopiec musiał kombinować. Na przykład, jak ze szpulki po niciach i gumki zrobić traktorek. To były bardzo twórcze zajęcia. Coś w dzieciach rozwijały. A dziś wystarczy pójść do sklepu i kupić. Byle mieć za co.
Zegar to też mechanika, tylko bardziej precyzyjna. W 1972 r. zacząłem naukę zawodu, a po zdaniu egzaminu czeladnika, pracę. Zacząłem w tym samym miejscu, gdzie teraz jesteśmy. Siedziałem dokładnie tu, gdzie dziś siedzę. Tylko pomieszczeń było więcej i kilkanaście osób pracowało. To była państwowa firma - „Jubiler”. Robiliśmy naprawy gwarancyjne dla całego województwa. Ludzie przyjeżdżali z Chełma czy Poniatowej. Był porządek. Klienta nie obchodziło, gdzie kupił zegarek, czy w Lublinie, czy w Gdańsku. A dziś?
To zawsze była moja pasja, coś, co mnie wciągało. Lubię pracę, która przynosi efekty. Coś było gratem, a potem chodzi, gada. Cyka z wdzięcznością. Ile ja miałem takich przypadków, że człowiek był w trzech zakładach i wszędzie mówili, żeby do śmieci wyrzucić i kupić nowy. Przecież klientowi nie można tego sugerować! Jak zechce, to sam sobie kupi nowy.
Używaj strzałek
na klawiaturze, aby przełączać zdjęcia