Galeria: Giełda staroci w Lublinie
Sprzedawców było mniej. Jak zwykle najczęściej były kupowane drobne rzeczy w cenie do 30, 40 złotych.
Pan Andrzej z Włodawy rozłożył kram tuż koło Trybunału. Na stoisku miał porcelanę. – Generalnie od trzech lat jest zastój na rynku antyków. Ludzie kupują filiżanki i tańsze figurki porcelanowe. Droższych zakupów dokonują kolekcjonerzy – mówi pan Andrzej z Włodawy.
Rzeczywiście podaż filiżanek w cenie od 20 do 30 złotych, przeważnie z Niemiec lub Anglii, była duża. Sporo też było tanich sztućców, części do zegarów, książek, płyt winylowych czy militariów. Choć nie brakło też i droższych pozycji. Na jednym ze stoisk sprzedawca oferował obrazy niemieckich malarzy z okresu międzywojnia. – Za tego Karla Mohra chcę 4,5 tysiąca złotych, a za płótno Jean Mohrena 3000 zł. Jestem w Lublinie pierwszy raz, przeważnie handluję w Warszawie na Kole – mówi jeden ze sprzedawców.
Jak zwykle sporo było różnego rodzaju starych sprzętów domowych – dzieży, maselniczek, kołowrotków czy żelazek na duszę. Nie brakło też zabytków techniki. Do sprzedaży zostało wystawione radio lampowe „Bielarus”. Właściciel wycenił je na 1000 złotych, dorzucając dodatkowy komplet lamp. – Kilka osób pytało się o to radio, ale za mało dawali – mówił właściciel.
Sporo było ciekawych mebli. Gustowna toaletka z litego drewna, datowana na lata czterdzieste minionego wieku, w bardzo dobrym stanie, kosztowała 2,8 tysiąca złotych, niebrzydka komoda – 700 złotych.
Ceny były zróżnicowane. Komiks o przygodach Koziołka Matołka był do kupienia za 8 złotych, filiżanki do kawy – 20 – 30 złotych, ładna szkatuła drewniana – 200 złotych. Niestety sprzedawcy nie zawsze trzymają klasę, bo jeden z nich oferował używane opony do samochodu. Nie ten towar, nie to miejsce.
Używaj strzałek
na klawiaturze, aby przełączać zdjęcia