Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
Piętro. Trzecie
Chyba najczęściej w całej historii kamienicy lokalna prasa pisała o niej w 1957 roku. Do dziś wyszukiwarka internetowa pytana o ten adres proponuje teksty, które przypominały tragedię sprzed blisko 60 lat.
Wówczas „Sztandar Ludu” i „Kurier Lubelski” dzień w dzień robiły czołówki z odesłaniem na dalsze strony opisując wydarzenia z mieszkania spod „9”. Potem relacjonując proces.
- Czy krytycznego dnia w mieszkaniu Gorzelów był ktoś obcy? Czy nikt z domowników nie słyszał krzyków, szamotania, jęków? Czy przesłuchania zatrzymanych rzucą jeszcze dodatkowy snop światła na tło morderstwa, czy też krąg podejrzanych zamknie się wokół osoby syna Ryszarda? - dociekali dziennikarze. I na trzy miesiące przed rozpoczęciem procesu publikowali na pierwszej stronie zdjęcie 20-letniego chłopaka podejrzewanego o to, że zabił rodziców.
Rodzina Gorzelów to Franciszka i Mieczysław oraz dwóch ich synów. Starszy już pracował, młodszy chodził do szkoły. Gorzelowie pochodzili spod Lublina, sprowadzili się z Kozic wiosną 1945 roku. Najpierw mieszkali przy Krakowskim Przedmieściu 70, później przy 3 Maja 22.
W poniedziałek 25 marca 1957 roku rano starszy syn Ryszard przy użyciu młotka zabił siedzącą na łóżku matkę, a potem w przedpokoju ojca. Ciało wciągnął do sypialni, zamknął mieszkanie i poszedł na ul. Orlą do pracy. Chodził pewnie na skróty przez stadion przy ul. Okopowej, bo ul. Hempla jeszcze wówczas nie było. Tam, w warsztacie, zostawił ledwie oczyszczone z krwi narzędzie zbrodni i po jakimś czasie wrócił do domu. Jak relacjonowali dziennikarze, w kuchni zagrzał sobie garnek kapusty i po wejściu do sypialni rodziców zaczął krzyczeć, że ich zamordowano.
Oboje mieli po 47 lat. Oboje byli długoletnimi członkami PZPR. On były sekretarz Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Odznaczony krzyżami zasługi, odznaczeniami partyzanckimi. Nekrolog zamieściła Podstawowa Organizacja Partyjna, rada nadzorcza i zarząd Spółdzielni „Przełom”. Ją nekrologiem żegnała Podstawowa Organizacja Partyjna, rada nadzorcza i zarząd Spółdzielni Pracy Usług Kolejowych, której była prezesem. Była przewodniczącą Zarządu Miejskiego Ligi Kobiet, radną Miejskiej Rady Narodowej.
Za ich przeprowadzką do Lublina stoją wydarzenia z wiosny 1945 roku, kiedy to ich dom kilka razy otaczały „reakcyjne bandy”, czyli ówczesne antykomunistyczne podziemie.
Po kolejnej strzelaninie, w której Gorzelów broniły oddziały ORMO, zniknęli z Kozic i - jak zauważali dziennikarze relacjonujący rodzinną tragedię - bardzo rzadko tam wracali, nigdy nie nocując.
1 maja 1957 powstała w Lublinie rozgłośnia radiowa. Proces syna-mordercy był niecodziennym tematem. Przed Sądem Wojewódzkim przy Krakowskim Przedmieściu stał wóz radiowców, a ludzi zainteresowanych przesłuchaniami i werdyktem sędziów było tak wielu, że cisnęli się wokół wozu, by słuchać nagrywanych głosów z sali rozpraw. Do budynku wchodzili jedynie ci, którzy mieli przepustkę. Karty wstępu chciało 1000 osób. Miejsc było 300. Na zdjęciach w czerwcowych wydaniach gazet, za Ryszardem Gorzelem składającym zeznania, widać tłum.
Marian Brandys, który była na procesie i w warszawskiej „Nowej kulturze” opublikował tekst „Diabelskie piętno”, był zaszokowany postawą oskarżonego i publiczności. On nie wykazywał skruchy, oni trzymali jego stronę.
Brandys relacjonował, że gdy Ryszard w arogancki sposób zaatakował jednego ze świadków, dostał brawa.
- Klaskało kilkanaście osób o solidnym wyglądzie - bynajmniej nie pierwszej młodości. W starym katolickim Lublinie bito brawo mordercy - pisał w wydrukowanym w lipcu 1957 roku reportażu.
Ale Brandys popełnił chyba błąd biorąc za lublinian dawnych sąsiadów Gorzelów. Najprawdopodobniej przyjechali oglądać ich klęskę i swojego wybawiciela ci, których gnębili partyjni działacze. Franciszka i Mieczysław założyli w Kozicach komórkę PPS, zorganizowali komórkę ORMO, nadzorowali wprowadzanie reformy rolnej dbali, by nikt na lewo nie handlował mięsem, nie spekulował, nie pomagał ludziom z lasu. Jak czytamy w jednym z artykułów w „Sztandarze Ludu” powodów do zemsty na zamordowanych było wiele, choćby ten, że mieli pomagać organom bezpieczeństwa w likwidacji „zbrojnych, reakcyjnych band”.
Podobno Franciszka Gorzel znała o osiem lat młodszego Józefa Franczaka ps. „Lalek”. Są tacy co mówią, że chodzili razem do szkoły. Musiała go znać, bo byli z jednej wsi. Z Kozic. Możliwe, że to ostatni żołnierz polskiego podziemia antykomunistycznego stał za akcjami, w wyniku których Gorzelowie z tych Kozic uciekli.
Prawdopodobnie to wówczas ośmioletni Rysiek, który pewnie był świadkiem tamtych strasznych wydarzeń, został wysłany do Bierutowic pod Karpaczem. Dziennikarze pisząc o oskarżonym wspominali, że między 1945 a 1947 rokiem był w tamtejszej „szkole orląt”. To ciekawe w aspekcie poglądów politycznych i kariery rodziców.
Powojenna Szkoła Orląt Grunwaldzkich, która działała w poniemieckim hotelu, miała korzenie w organizacji młodzieżowej działającej od 1933 przy Związku Strzeleckimi, a w czasie wojny konspiracji. Była drugim co do liczebności po ZHP międzywojennym stowarzyszeniem młodych ludzi. Po wojnie, żeby odwrócić uwagę od tradycji orląt lwowskich, placówka przybrała nazwę grunwaldzkich. W mundurach i z wojskowym regulaminem uczyły się tam osierocone dzieci oficerów wojskowych i żołnierzy AK, młodociane ofiary niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych. Z czasem szkoła przekształciła się w prewentorium dla dzieci.
Podobno Ryszard przyjechał stamtąd do Lublina z gruźlicą.
- Lubelski dom Gorzelów nie był już zbrojną fortecą, ale ział chłodem i pustką - pisał Brandys, który przyczyn tragedii upatrywał w tym, że Ryszard miał jakiś uraz na punkcie matki, „groźnej, wiecznie uzbrojonej, nienawidzonej i nienawidzącej”.
Powodem zbrodni miał być konflikt. Ryszard chciał się żenić z Danutą, telefonistką z poczty. Rodzice - w jednych gazetach matka, w innych ojciec - uważali przyszłą synową za pijaczkę, a przede wszystkim bikiniarkę! No i pojawił się motyw ślubu, Danusia miała chcieć kościelnego.
Oficjalna informacja: 14 listopada 1957 roku na dziedzińcu więzienia mokotowskiego w Warszawie został wykonany wyrok na Ryszardzie Gorzelu. Informacje nieoficjalne przekazywali sobie ci, co znali Franciszkę i Mieczysława. Ryszard dzięki partyjnym znajomościom miał być wywieziony za granicę i żyć spokojnie do naturalnej śmierci. Dziś by dobiegał osiemdziesiątki.