Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
Piętro. Pierwsze
- Zapamiętałam tę starszą panią, bo kiedy mieszkałam w kamienicy, to czasami jej pomagałam. Bywało, że mnie wołała, żeby jej nawlec igłę. Była już w mocno podeszłym wieku, samotna. Miała takie oryginalne nazwisko Ohma - opowiada Zofia Morawińska.
Pani Emma zamieszkała w jednym z pokoi, już po tym jak przedwojenne metraże nowy system zamienił w komunałkę. Można było mieć sąsiadów za ścianą i raczej ich nie widywać, bo po kwaterunkowym dogęszczaniu oni używali innej klatki schodowej. A w łazience i kuchni ciągle spotykać kogoś z drugiej strony długiego przedpokoju.
- Tak sobie o niej ostatnio myślałam, w związku z tym filmem „Wołyń”, bo ona przeszła przez tę wołyńską rzeź. Była wtedy nastolatką, miała 14 czy 16 lat. Kiedy miewała gorsze dni, to wołała, że ich widzi, że przyszli, że znów tu są. Kiedyś mi opowiedziała, że mieszkali właśnie gdzieś tam, na Wołyniu. Jakimś cudem udało jej się uciec do lasu. Gdy wróciła, nikt z jej bliskich nie żył, a to była ośmio- czy dziewięcioosobowa rodzina. Starsi mieli odrąbane głowy, młodsze rodzeństwo zastała przybite gwoździami do podłogi. To wszystko do niej pod koniec życia wracało...
Zofia Morawińska przytacza też zasłyszaną od lokatorki historię jej oryginalnego nazwiska. Przodkowie pani Emmy mieszkali gdzieś w dworku i trafił do nich ranny czy może chory napoleoński żołnierz, który wracał z wojny do domu. Córka gospodarzy wpadła mu w oko. Chyba z wzajemnością. Dziecko dostało nazwisko, a on, jak już wyzdrowiał, pojechał do Francji. Po jakimś czasie rodzina dziewczyny postanowiła sprawę wyjaśnić, znali nazwę miejscowości, z której pochodził, chyba gdzieś w Lotaryngii. Pojechali, okazało się, że to nazwisko jest tam tak popularne jak nasz Kowalski. Wrócili z niczym.
- To była przesympatyczna pani, poznałam ją, gdy była już w podeszłym wieku. Musiałam się jakoś zameldować w odziedziczonej kamienicy, pokój obok niej był wolny. Pani Emma zapewniała, że się dogadamy w sprawie korzystania z łazienki, nie będziemy sobie przeszkadzać. Było mi głupio, bo ja tylko formalnie chciałam tam mieszkać - wspomina nieżyjącą już lokatorkę Ewa van der Veer-Chrościechowska.