Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
strona 4 / 9
Jerzy Głogowski
wieloletni żużlowiec Motoru Lublin
• Wraca pan czasem pamięcią do czasów, kiedy był pan zawodnikiem?
– Wracam, to wszystko pozostało przecież w pamięci. To były piękne czasy. Osiągaliśmy sukcesy, bo awansowaliśmy wtedy do I ligi i zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. Motor był kiedyś klubem wielosekcyjnym. To zarządzanie było takie, że nawet jeśli jakaś sekcja była większa, to dużo i tak szło na piłkę nożną. Po pewnym czasie zaczęło się źle dziać i zawodnicy zaczęli sobie szukać innych klubów. Było wtedy tak, że my chcieliśmy ten sukces osiągnąć, a że większość z nas było z Lublina – ja, Kępa (Marek – dop. red.), Śledź (Dariusz), Mordel (Jerzy) - to trener o nas dbał, żeby jakaś głupia kontuzja nas nie dopadła. Gdyby taki zawodnik nie wystąpił, to byłaby duża strata. Do I ligi awansowaliśmy z takim rozmachem, że nie było na nas mocnych.
• Czy na przełomie lat 80. i 90. żużlowcy w ogóle interesowali się polityką, tymi przemianami, które zachodziły wtedy w Polsce?
– Nie można było obejść tego tematu z boku. My właśnie w 1989 roku tak wygrywaliśmy i awansowaliśmy do I ligi. Liczyliśmy na to, że sytuacja się poprawi i że będziemy mogli pozyskiwać jakichś sponsorów. Najpierw zaczęło to przechodzić w takie pół-zawodowstwo, potem pełne zawodowstwo. Z początku to klub nas finansował: zapewniał motocykle, sprzęt, itd. Te przemiany były, ale następowały powoli. Liczyliśmy, że władze zainteresują się sportem. Wcześniej kluby często zostawały same. Były jakieś zakłady pracy, które pomagały, ale to się powoli kończyło i klub nie dawał sobie rady finansowo. Budżet był zbyt niski, żeby utrzymać zespół na wysokim poziomie.
• Czy można uznać, że udanie weszliście w lata 90.? Utrzymaliście się w I lidze przez 6 lat, zdobyliście srebro Drużynowych Mistrzostw Polski.
– Można. Utrzymaliśmy się przez kilka lat. Szkolenie też było, ono zawsze musi być. Należy pracować z młodzieżą, czego wymaga nawet centrala żużlowa. Byli wtedy ludzie, którzy poświęcali się dla dobra klubu. Mieliśmy trenera, który to czuł (Witold Zwierzchowski) i wiedział, jak się poustawiać na kolejne drużyny. Gdybyśmy mieli wtedy lepszy sprzęt... Był okres, że startowałem na jednym motocyklu. Dzisiaj to jest nie do pomyślenia, zawodnicy mają po kilka motocykli. Kiedy jeździliśmy na mecze, to braliśmy swoje samochody, a motocykle ładowaliśmy na przyczepki. To było właśnie dochodzenie do tego zawodowego żużla.
Krzysztof Kurasiewicz