Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
strona 6 / 9
Marek Raduli
muzyk, wieloletni gitarzysta takich zespołów jak Bajm czy Budka Suflera
• Jaka piosenka najbardziej kojarzy się panu z przełomem lat 80. i 90.?
– Przełom tych dekad to dla mnie Bajm, Tadeusz Nalepa, Kciuk Surzyn Band, formacja jazzowa Three Generations Trio, współpracowałem też z zespołem Krzysztofa Krawczyka... To był bardzo dobry czas dla polskiej muzyki. W końcówce lat 80. rynek muzyczny działał bardzo intensywnie. Chodzi tu o wszystkie kapele rockowe, które przetrwały i były z tzw. młodej generacji: Republika, Maanam, Perfect i Lady Pank... Współpracowałem wtedy z grupą Bajm, także na tapecie była „Biała armia”. Już się szykowała sytuacja z Budką Suflera. Byłem w takim wirze estradowo-muzycznym i grałem w wielu grupach.
• Z tego, co pan mówi, wnioskuję, że nie można było wtedy narzekać na nudę.
– Czasy są lepsze lub gorsze, ale zawsze jest co robić. Zawsze pracowałem równolegle w wielu zespołach i do dzisiaj tak jest. W tym roku mam jubileusz 40-lecia swojej pracy zawodowej. Odwołując się do lat 80., to była moja pierwsza dekada pracy. Wszystko było „na rozruchu”, ale obserwowałem rynek muzyczny od środka. Były festiwale opolskie, w Sopocie jeszcze te stare, były wielkie przeboje... Kończyła się komuna i wszyscy byliśmy ufni, że cokolwiek by się nie działo, to będzie dobrze.
• I faktycznie zmieniło się na lepsze?
– Nie wiedzieliśmy, co te zmiany ze sobą przyniosą, ale wszyscy ich chcieliśmy. Dzisiaj mamy już jakiś ogląd, jak to wygląda po tych 30 latach. Zmieniło się bardzo dużo, jeżeli chodzi o stabilizację w kwestii praw autorskich i ich ochrony. Poprzedni ustrój nie dawał artystom niczego: stawki były żenujące i trzeba było grać bardzo dużo koncertów, żeby się utrzymać. O zakupie instrumentów nie było mowy, bo było to nieosiągalne. Trzeba było całe życie poświęcić na to, żeby z pensji uzbierać na gitarę, które dziś są ogólnie dostępne. Mieliśmy nadzieję, że rynek się otworzy i że będziemy mogli ruszyć na Zachód, że będziemy mogli sobie kupić instrumenty, a nie gotować struny w rondelkach po dwóch koncertach. Było dużo niewiadomych, a szczególnie to, jak będzie wyglądała promocja muzyki polskiej w stacjach radiowych. Dziś już wiadomo, że ich formaty znacznie się zmieniły. Podówczas, wszystko miało swoje plusy oraz minusy i tak pozostało do dzisiaj.
Krzysztof Kurasiewicz