Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
strona 5 / 9
Elżbieta Łazowska-Cwalina
romanistka, dyrektor artystyczny Centrum Kultury Hades Szeroka w Lublinie
• Gdzie cię zastał 4 czerwca, 30 lat temu?
– 30 lat temu, 4 czerwca 1989 roku, byłam w Paryżu. Poszliśmy z Leszkiem Cwaliną głosować do polskiej ambasady. Głosowaliśmy na Andrzeja Łapickiego. Pamiętam piękną pogodę w Paryżu. I piknikowy nastrój. Ludzie siadali na trawnikach, na soczyście zielonej trawie, cieszyli się. Byli radośni. Cieszyli się tym, że komunizm w końcu upadnie i będziemy wolnymi ludźmi. Takimi, jak wolni ludzie w Paryżu. Bo my czym różniliśmy się wówczas się od Francuzów? Niczym, tylko miejscem urodzenia, siedzieliśmy w Polsce (PRL-u) jak w klatkach. Pamiętam też smutek Chińczyków, bo właśnie doszło do masakry na placu Tian’anmen. W sumie u nas też tak mogło być. Tym bardziej odczuwaliśmy wagę wolnych wyborów. Mieliśmy silną wiarę, że to jest początek czegoś dobrego. Początek zmian na wolne i lepsze.
• To był początek dobrych zmian?
– Tak, był. Ale przestaliśmy o tym myśleć. Zabrakło nie uroczystego świętowania rocznic, ale mądrej akcji edukacyjnej. Gdyby nie zabrakło, gdybyśmy nie zapomnieli o tamtym dniu, to może nie bylibyśmy dziś w tym miejscu, gdzie jesteśmy. Nie powiem gdzie, bo nie wypada. Kto chce widzieć, to widzi. Nie możemy za bardzo się odezwać.
A wracając do tamtych wyborów: za nami poszły inne państwa z tej strony kurtyny. Byliśmy wówczas społeczeństwem docenianym w Europie, byliśmy też dumni z tego. Pamiętam śmieszną sytuację z 4 czerwca 1089 roku w tym Paryżu. Zaczepił mnie na ulicy Murzyn. Chciał sprzedać mi torbę skórzaną. Próbowaliśmy się od niego opędzić, tłumaczyłam mu po francusku, że nie kupimy. Opuszczał cenę i opuszczał, już prawie za darmo mi chciał torbę oddać. Mówię, tym razem po polsku, że ja nie chcę, że nie, nie. Spojrzał na nas, uśmiechnął się i krzyczy: „O, Lesz Waleza, nie ma pieniądza, solidarność”. Zwykły, uliczny sprzedawca dobrze wiedział, kto to jest Lech Wałęsa, dobrze wiedział co to jest Solidarność. Ta wiedza była poparta dużą życzliwością do naszego kraju. To ja się pytam: Czy my dziś wiemy, kto to jest Lech Wałęsa, co to jest Solidarność, ta przez duże i małe „S”?
Waldemar Sulisz