Do zdarzenia, które zniesmaczyło posłów opozycji, doszło po sejmowym głosowaniu nad wnioskiem SLD o wotum nieufności dla Cezarego Grabarczyka. Posłowie odrzucili wniosek, a minister dostał bukiet róż m.in. od Magdaleny Gąsior-Marek.
Spółki kolejowe zbyt późno uzgodniły ten dokument, przez co pasażerowie nie mogli zakupić biletów w przedsprzedaży – panie z dworcowych kas biletowych nie miały w bazie danych nowego rozkładu i mogły sprzedawać bilety wyłącznie na pociągi kursujące według nowego rozkładu.
Później okazało się, że w rozkładzie jest wiele błędów, przykładem jest jeden z dworców, na którym pasażerowie byli odsyłani na nieistniejący peron. Dodatkowo sytuację pogorszyły opady śniegu, które znacznie utrudniły ruch pociągów.
Apogeum nastąpiło w okresie świąteczno-noworocznym, gdy kolej podstawiła zbyt mało wagonów – pasażerowie musieli wsiadać do pociągów przez okna, a wykupienie biletu pierwszej klasy mogło zakończyć się podróżą na stojąco przy drzwiach niemiło pachnącej toalety.
Wniosek SLD o odwołanie ministra Grabarczyka upadł, bo posłowie PO i PSL stanęli murem za ministrem.
Bezpośrednio po głosowaniu do Grabarczyka pobiegły dwie posłanki PO z wielkim bukietem róż. Jedną z tych posłanek była Magdalena Gąsior-Marek z Lublina.
– Czy kwiaty, które zostały wręczone ministrowi Grabarczykowi, są od pasażerów, którym nie udało się wsiąść do pociągu 1 i 2 stycznia – pytał po tym incydencie Wiesław Szczepański, poseł SLD.
Z poseł Gąsior-Marek nie udało nam się skontaktować, w tej chwili trwa posiedzenie Sejmu.